Ja byłem na przełomie wrześnie i października tuż przez nocą arktyczną, a właściwie w trakcie zmiany. Ostatni rejs zresztą statku PAN akurat był (ostatnia gorzała - zapasy było nam robić) przez zimowaniem, baza w Hornsundzie była już pusta, tylko zimownicy.
Samą trasę przez Tallin, Rowanieni, Tromso, Longier wspominam bardzo miło.. chrobotek reniferowy i potem foty renów w środku stada, nie bały się cholery i same podchodziły, a grzyby w drodze powrotne.. tylko kosić. Tak cholery rosły, że jak się auto zaparkowało w laski to borowiki były miedzu kołami, a brzegiem pucharu oczywiście.. bo zmino już.
Uwielbiam tamte strony, bo na samy Spitsu to deco słabo, śnieg w 3D, granatnikki i sztucery na misia, no i prohibicja.. gorzałka wbita w druczek do paszportu tylko w miejscowym Pewexie

.. by to osrało.. z tym zresztą też problem, bo jak kupa to we dwoje, jeden za potrzebą z rakietnicą, a drugi z karabinem na czacie. Namioty z ogrodzeniem hukowym, ale i tak zaraz aktyczny sztorm je powalił. Drewno na opał w husie tylko dryfowe, mokre jak H. Na szczęście koledzy z bazy zimowej nas poratowali łodką węgal.. tego na Spitsu jest pod dostatkiem. No był czas.. ot pewnego razu gdy wątroba się nie buntowała jeszcze, a włos nie jeżył się na siwo.