Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Tak, ale to podstawy matematyki stworzone dawno temu. I jest to opis rzeczywistości - nadal.
Ależ właśnie o to chodzi, że jest to opis rzeczywistości. I jeśli młodym geniuszom matematyki zdarzało się samodzielnie "odkrywać" reguły sformułowane przez starożytnych, to nie jest to opis aż tak arbitralny, jak Ci się wydaje.
Jeszcze lepiej widać to w fizyce. Joule i Lenz, albo Einstein i Poincare niezależnie od siebie dochodzili do podobnych wniosków. A zatem znów nie jest to sen naszego umysłu, lecz w miarę adekwatny opis rzeczywistości.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Napisałem to w kontekście konieczności przewartościowania matematyki po twierdzeniu Pitagorasa.
Tu rzeczywiście nieraz w ułamkach dziesiętnych uzyskujemy liczby niewymierne. Jednak nadal są to liczby takie a nie inne. Możemy podać ich przybliżoną wartość.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Status prawny w ogóle nie wpływa na rzeczywistość
A tu się nie zrozumieliśmy. Oczywiście status prawny wpływa na uprawnienia itp. Prawo nie wpływa na rzeczywistość w tym sensie, że nie decyduje, ile mamy oczu, ile uszu, albo jaki jest zwrot siły ciążenia. Podobnie jak - cytując "Szachowisko" Henry'ego Kuttnera - nie da się wyleczyć kokluszu rozkazem dziennym.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Dlaczego w ogóle ciało musi nas określać?
Napisałem "
jeśli ciało nas określa", nie zaś "ciało na określa, więc". Wiesz, co to implikacja?
Jeśli ciało traktujemy jak integralną część siebie (judaizm, chrześcijaństwo), ewentualnie jak całego siebie (klasyczny zachodni ateizm), nie może nas ono nie określać, powiem jest nami. Natomiast jeśli uważamy się za istotę duchową przebywającą w ciele, z którym nie mamy nic wspólnego (gnoza, hinduizm, buddyzm itp.), wówczas ciało nie jest nami, więc nas nie określa. Proste jak budowa cepa.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
dlaczego jeśli ciało nas określa to dewiacją jest homoseksualizm?
Wystarczy przyjrzeć się budowie Twojego czy mojego ciała, tak jak patrzymy na konstrukcję maszyn, aby zauważyć, że jest ono fizycznie "zoptymalizowane" do współżycia seksualnego z przeciwną płcią (biologiczną). Nie mówiąc już o tym, że tylko takie współżycie potencjalnie (tj. przy założonej płodności obu stron) może prowadzić do zapłodnienia. Które
biologicznie (o kulturze i psychologii tu nie mówię, zatem proszę bez czepiactwa!) jest prymarnym celem seksu, czy nam się to podoba, czy nie. Po to ewolucja to "wymyśliła", kropka.
Nie zrozum mnie źle, każdy może ze swoim ciałem robić co zechce, o ile nie krzywdzi nikogo. Warto mieć jednak świadomość, że czy to bezosobowa natura, czy jakaś osobowa siła stwórcza - to nie ma tu istotnego znaczenia - nie do tego nas projektowała.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Masz tutaj na myśli brak "duszy" tak popularnej w niektórych religiach? Jeśli tak to zupełnie nie rozumiem podejścia 0 1 - kobieta, mężczyzna...
Ciało zawsze ma jakąś biologiczną płeć. Nawet w przypadku obojnactwa cechy obu płci też są cechami ciała.
Squonk_94 pisze: ↑24 lis 2022, 08:03
Czyli logika może rozprawiac się tylko z pytaniami na które można odpowiedzieć tak lub nie? To ciekawe
Logika służy do wyciągania wniosków. Nie jest źródłem przesłanek.
Nawet logiki "wielowartościowe" dają się sprowadzić do postaci dwuwartościowej. Np. zdanie "częściowo prawdziwe" można rozłożyć na składowe, z których jedne okażą się prawdziwe, a inne nie.
MaciejT pisze: ↑24 lis 2022, 09:45
co myślisz i robisz gdyby przypadek o którym pisałem dotknął (nie daj Boże) kobietę Tobie bliską?
Moim zdaniem zanosił byś błagania do lekarza, by zechciał zadecydować o życiu i śmierci istoty ludzkiej, za jaki uważasz płód, ergo trzeba przemeblować system wartości.
Lub druga opcja: twardo byś obstawał za koniecznością ochrony życia płodu jako istoty ludzkiej, a w takim wypadku, tak jak pisałem, mogą myśleć jedynie osoby bez serca.
Dotykasz tutaj szerszego tematu eutanazji. Chodzi o to, czy mamy moralne prawo lub nawet moralny obowiązek skracać innym cierpienia pozbawiając ich życia, czy też przeciwnie - nie wolno nam tego robić. Trudne pytanie, prawda?
Przesuńmy całą sytuację w czasie. Urodziło się dziecko z wadą letalną, której badania prenatalne nie wykazały (tak, są obarczone dużym "marginesem" błędu, podobno blisko 50% takich aborcji okazuje się nieuzasadnione). Będziesz prosił lekarza o jego lub jej uśmiercenie?
Albo przeprowadźmy ten eksperyment z własną matką, która stała się stara i niedołężna, jej życie nie jest już słodkie. Cierpi. Będziesz chciał dla niej eutanazji, czy nie?
Albo jeszcze lepiej: czy, jeśli prawo nie tylko Ci na to zezwoli, ale uczyni to
jedyną legalną możliwością, dokonasz eutanazji sam? (Jak pisał Maciej Zembaty: "Choremu ojcu cierpienia skrócę - w łeb go p******nę polanem".)
Innymi słowy: trzeba całą rzecz widzieć w szerszym kontekście. Aborcja przy wadzie letalnej jest tylko szczególnym przypadkiem eutanazji. Jeśli eutanazję jako taką uważasz za moralną, za moralne uznaj i to. Ale co jeśli eutanazja nie tyle budzi w Tobie sprzeciw na poziomie uczuć (który troszeczkę przeakcentowałeś), ile jesteś przekonany, że na poziomie moralnym po prostu Ci tego nie wolno? Zwyczajnie
nie wolno, choćbyś chciał. Bo mam wrażenie, że zapomniałeś o takiej opcji.