holy_shit_89 pisze:Przed chwilą King Crimson - Red. Moim zdaniem ich najlepsza płyta, i chyba moja ulubiona z tzw. rocka progresywnego. Ani pompatycznie jak Yes, ani popowo jak Floydzi
Teraz leci Can - Future Days.
Psia kość. Moja też. Starless i te sprawy. Wouuu..
Jak tak, to polecam taki eksperyment, puść sobie następnym razem zaraz po Red: IV Symfonię Brahmasa. Klimaty oniryczno liryczne czyli zestaw pt "ta ostatnia niedziela".
Na dzisiaj koniec u mnie,
ale byli Floydzi: Ciemna, Łożka, Delikatny i Obskurny; Jałówka i pierwsza płyta z Gumy.
A na koniec jeszcze teścik odsłuchu kastanietów ze Sketches of Spain, Milesa. Bo wydawało mi się, że są zaraz w drugim planie, ale jednak są w zasadzie w trzecim i z boku/głębia sceny. Żona jeszcze zażądała Brasil, Manhatan Transfer, ale wydanie licencyjne Muzy z Atlanticu jest tak słabe i głuche, że po pierwszym kawałku płyta wróciła do wora.