Uprasza się osoby o słabych nerwach aby dalej tego tekstu nie czytały. Było tak. Zamarzyła mi się czarna płyta. Dla krytyków niezbyt dobra to płyta ale ma dla mnie wymiar niemal mistyczny, muzyka na niej zawarta towarzyszyła mi w kolejnych życiowych decyzjach, miałem ją na kasecie potem na cd , nawet na mini discu. Woziłem w samochodzie, słuchałem w kuchni i w salonie,dźwiękami z niej płynącymi męczyłem kolejnych znajomych i w ten sposób upływały lata. Gdy zainteresowałem się winylami oczywiste się stało że czarną płytę z tą muzyką też muszę mieć. Przeglądałem więc aukcje internetowe i właśnie tego lata szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłem na jeden jedyny egzemplarz tej płyty nagrany na analogu na całym eBay. Byłem w niebo wzięty, nic to że zdobycie tej płyty wymagałało licytacji. Wiedziałem że dam taką cene że nikt mnie nieprzelicytuje. Kolejne dni do zakończenia aukcji wlokły się niesamowicie. Gdy zbliżał się koniec aukcji siedziałem jak na szpilkach wyczekując momętu licytacji, gdy to nastąpiło wbiłem zaporową kwote i...WYGRAŁEM

Udało się przelicytować tą jedną osobę (inni zapewne się nieznają) która też chciała ów krążek mieć. Potem poszło już szybko. Skontaktowałem się telefonicznie z uprzejmym brytyjczykiem i moim niezbyt dobrym angielskim wytłumaczyłem mu jak bardzo się ciesze z wygranej i że właśnie prędziutko przelewam kase. Brytyjczyk podziękował i obiecał wysłać szybko. Teraz nastąpiło znowu nieznośne czekanie kilka dni , potem tydzień i codziennie zaglądam do skrzynki po avizo którego ciągle nie było.
W między czasie auto moje które nieco starawe jest, powiedziało dość i musiałem odstawić je do mechanika. Wspominam o tym bo wreszcie po 10 dniach jest avizo, a ja nie mam auta aby zajechać na poczte. Na nogach daleko ale od czego rower który pożyczam od sąsiada. Więc wyciągam zakurzonego rumaka z piwnicy i jadę nim po moją płytę. Na poczcie dostaje przesyłke. Dobrze znany kształt kwadratu w kartonie. Moje szczęście osiąga apogeum. Czym prędzej siadam na rower i ostrożnie pedałuje do domu. Z tym domem to dużo powiedziane bo mieszkam w bloku w którym wiecznie coś się psuje. Aktualnie zepsuty był samozamykacz drzwi wejściowych. Jednak podczas mojej krótkiej nieobecności ktoś ze spółdzielni naprawił to ustrojstwo. Nieświadomy więc zagrożenia otworzyłem na ościerz drzwi wprowadziłem częściowo rowerek i w tym czasie drzwi zamykają się szybko chcą uderzyć w tylne koło pożyczonego roweru. Wiedziony jakimś dziwnym odruchem wyciągam więc rękę aby zatrzymać drzwi ale w tym momęcie uświadamiam sobie że w tej ręce trzymam moją płytę. Potem usłyszałem już tylko trzask... Przez chwile miałem nadzieje że to moje kości śródręcza zostały zgruchotane,a ja nieczuje bólu tylko pod wpływem andrenaliny jaka mnie zalała. Niestety ręka okazała się cała, a paczuszka z płytą przyjeła cios na siebie.
Pełny najgorszych przeczuć zostawiłem rowerek i powlokłem się na moje piętro. Chyba z godzine uspakajałem się zanim otworzyłem przesyłke. Gdy wyciągłem lśniącą okładke z opakowania zachowaną w idealnym stanie powróciła nadzieja. Jednak gdy zaglądnąłem w czeluści okładki mój świat się rozpadł. Dokładnie na dwoje się rozpadł bo w tylu częściach mam teraz moja ukochaną płytę
Na pocieche pozostała mi możliwość posłuchania kilku zachowanych utworów z płyty , słucham je teraz zawsze wtedy gdy bezskutecznie szukam w sieci kolejnego egzemplarza Texas – Ricks Road.