SLOWDIVE to kolejny zespół spod szyldu Creation Records, zaliczający się do pionierów gatunku shoegaze/dream pop. W porównaniu do My Bloody Valentine, Ride i Adorable, Slowdive wnosi ambientowy powiew oraz niezwykle melodyjne utwory pełne zamglonych jak ze snu dźwięków. Do fascynacji grupą przyznają się obecnie m.in. M83, A Place To Bury Strangers i nasz rodzimy Myslovitz. Wizytówką zespołu jest ciepły i spokojny wokal Neila Halsteada i delikatny wysoki głos Rachel Goswell. Założony w roku 1989, ma w swoim dorobku trzy płyty:
•
Just for a Day (1991)
•
Souvlaki (1993)
•
Pygmalion (1995)
Wygryziony przez sukces Oasis, zakończył działalność w 1995 r., po czym Neil i Rachel założyli kolejny zespół Mojave 3. W roku 2013, po niemal 20 latach nieobecności na scenie, Slowdive reaktywował się w oryginalnym składzie sprzed lat. Tego roku wystąpił na OFF Festiwalu w Katowicach i zebrał gromkie brawa. Artur Rojek kończąc swój występ zapowiedział ich następującymi słowami: „To by było na tyle, a teraz idę na koncert najlepszego zespołu na świecie”. Powrót Slowdive, podobnie jak My Bloody Valentine sprzed roku jest nie lada zaskoczeniem dla fanów, którzy do niedawna mogli tylko o tym pomarzyć. Jak widać marzenia spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie. Sam dopiero niedawno miałem okazję się zetknąć z dorobkiem tej grupy. Po niedługim czasie stałem się szczęśliwym posiadaczem ich najcieplej przyjętego albumu
Souvlaki. Teraz kilka słów o nim.
Souvlaki ujrzało światło dzienne w 1993 r. Ukazało się nakładem Creation Records – niezależnej wytwórni zrzeszającej angielskich artystów sceny alternatywnej. To najbardziej znany album grupy, uznawany za jeden z najlepszych tego gatunku. Winylowa edycja ukazała się w limitowanym nakładzie, a więc można sobie wyobrazić jaką cenę osiąga dzisiaj. W 2009 r. fani z Japonii wydali bootleg na dwóch LP o dość kontrowersyjnej jakości dźwięku. Na szczęście parę miesięcy później dyskografia zespołu została uzupełniona o oficjalne reedycje holenderskiej wytwórni Music On Vinyl. Wrażenia?
Okładka
Zamiast w zgrzewanej folii, album dostarczony został w zaklejanej foliowej kopercie z naklejką informującą o wydawnictwie. Okładka raczej nie zachwyca. Jest dość cienka, a gramaturą przypomina polskie wydania sprzed lat. Odwzorowane zdjęcie w stosunku do oryginału jest ciemniejsze i niezbyt wyraźne. W środku znajdziemy wkładkę ze zdjęciem zespołu, jakościowo podobnym do tego z okładki.
Płyta
Tutaj na plus. Dołączona czarna koperta antystatyczna z okienkiem jest gruba i solidna. Winyl ciężki i gruby, z dokładnie odwzorowanymi labelami wygląda smacznie. Jest idealnie płaski i dość starannie wykończony. W kopercie znalazłem pozostałości po tłoczeniu, także płyta poszła od razu do mycia.
Dźwięk
Rekompensuje wszystkie niedoskonałości. Płyta w moim odczuciu brzmi świetnie. Producent zapewniał, że otrzymany materiał w jakości 24bit/96khz pochodzi z oryginalnego źródła, wykorzystanego wcześniej do wytłoczenia pierwszej edycji. Nie miałem niestety okazji ich porównać ze względu na cenę 1st pressa, jednak opinie w internecie mówią same za siebie.
Podsumowując, wydanie warte uwagi. Pomimo ubogiej okładki, wykonanie LP i jakość dźwięku jak najbardziej zadowalają. Przy cenach 400-1000 zł za pierwsze wydanie można zakupić reedycję za rozsądniejsze pieniądze. Koszt w Polsce to 110-130 zł. Zza granicy da się ją sprowadzić nawet za 80 zł z dostawą do domu. Mi się udało dokonać zakupu za jedyne 55 zł ze względu na niewielkie uszkodzenia okładki. Jestem na tak.