Reedycje Polskich Nagrań i Pronitu
- KasparHauser
- Posty: 587
- Rejestracja: 01 lis 2012, 13:48
- Gramofon: Nieinterere2000
- Lokalizacja: Spoza linii świata
-
- Posty: 167
- Rejestracja: 25 gru 2011, 20:02
- Winters
- Posty: 2801
- Rejestracja: 10 kwie 2011, 11:29
- Lokalizacja: prawie Łódź
Reedycje Polskich Nagrań i Pronitu
Polskie Nagrania wypuściły kolejne reedycje:
- dodruk Astigmatic Komedy
- dodruk Oddziału Zamkniętego
- Breakout Blues
- Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego
dostępne na stronie Polskich Nagrań w cenie 66zł/szt
- dodruk Astigmatic Komedy
- dodruk Oddziału Zamkniętego
- Breakout Blues
- Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego
dostępne na stronie Polskich Nagrań w cenie 66zł/szt
DIOMEDES KATO
-
- Posty: 4
- Rejestracja: 04 wrz 2018, 22:04
Re: Reedycje Polskich Nagrań i Pronitu
Hej Winters. Może po latach wprowadzę tutaj kilka, nowych informacji. Ja w swojej kolekcji posiadam dwa takie wydania. Jedno, które nie pojawiło się w sprzedaży i drugie takie jakie Ty posiadasz. Oba różnią się labelami - i to przykuło moją uwagę, dlatego poszedłem na całość, aby to zweryfikować. Oto moje ustalenia i wnioski do dalszej pracy:) Płytę, którą posiadasz to błędny druk tzw. missprint (tak jak napisałeś spowodowany przez człowieka). Pod twoją naklejką kryje się pomylony label ze stroną A i B. Tak się zdarza, ale pytanie teraz ile tego mogło wyjść? Większość moich znajomych posiada właściwy label. Na tę chwilę jest nas tylko dwóch. Ja niestety musiałem poświęcić cały jeden label, aby to odkryć. Ty teraz masz już łatwiej. A może wyszło tego więcej? Temat do zbadania. Zaryzykuję tezę, że tak! Skoro dorobili etykietę to na jedną, dwie, 5 pomyłek nie zamawialiby dodatkowej. To generowałoby koszty. Z drugiej strony trzeba przyznać, że świetny pomysł, aby upłynnić błędne zamówienia:) Ciekawe czy wiedział o tym "Pronit" czy zrobili ich w kakałoWinters pisze: ↑25 wrz 2012, 19:52Dzisiaj po południu odebrałem paczkę z płytą Czerwonych Gitar "To właśnie my", która trafiła do mnie zapakowana w firmowy karton do wysyłki z rysunkiem czarnej płyty oraz stemplem adresowym "PROJEKT PRONIT". Album nie był owinięty w żadną folię, żadnej dodatkowej obwoluty nie było. Rzecz niespotykana w dzisiejszych czasach, nawet przy najtańszych reedycjach, do których ta płyta bez wątpienia się zalicza.
Okładka wygląda tak:
Jakość druku jest niezła, grafika dosyć wyraźna, ale cudów nie ma, tekst z tyłu bardzo dobrze czytelny. Jak widać okładka różni się od oryginalnego wydania - użyto nowszego logo Pronitu, z tyłu pojawił się nam znaczek ZAIKS i nieusuwalna naklejka hologram - niezbyt mądre rozwiązanie, bo takie sreberko średnio pasuje do formatu LP. Na reedycjach Polskich Nagrań tego nie ma, więc wnioskuję, że nie jest to rzecz przymusowa. Oprócz tego, obok oryginalnego numeru katalogowego XL 0350 pojawił się nam nowy PLP 1001.
Płyta została włożona do standardowej papierowej koszulki bez folii i obłożona dwiema kartkami A4. Nie pytajcie mnie po co te kartki, były dość mocno "przyssane" przez ładunek elektrostatyczny płyty. Wygląda to tak:
Teraz czas na kilka słów o etykietkach, gdzie niestety Pronit dał ciała. Po pierwsze - moja kopia tej płyty ma z jednej strony naklejone dwie etykietki, jedna na drugiej. To się zdarza, ale z mojego doświadczenia wynika, że rzadko i wynika prędzej z błędu maszyny niż człowieka. Etykieta nie ma prawie nic wspólnego z oryginałem, bardzo przypomina tę z lat 70. Nie pytajcie mnie dlaczego akurat wybrali design z lat 70., równie dobrze mogli zrobić kopie oryginału, ewentualnie uzupełnione o kilka detali. W oczy rzuca się oznaczenie "stereo" i znaczek "S-33", ale o tym za moment.
Sam winyl nie wygląda jakoś bardzo strasznie jak na cenę 40 PLN, ale nie jest to ideał. Przede wszystkim, nie mam wątpliwości, że to produkt fabryki z Pionek - podobna gramatura jak wydania z drugiej połowy lat 70. i lat 80. i charakterystyczne ostre brzegi. Taki element nostalgii przy wspomnieniu polskiej fonografiiNie jest to waga piórkowa, ale lżejsze niż reedycje Muzy.
Płyta nie brzmi źle, co nie znaczy, że brzmi tak, że tylko siadać i słuchać ze wszystkimi korektorami brzmienia ustawionymi na 0 - nie, nie. Deficyt basu rzuca się w uszy, nagraniom przydałoby się trochę więcej kopnięcia i głębi. Mimo to, bas przecież można podkręcić i wtedy płyty słucha się dosć przyjemnie. Krążek Czerwonych Gitar o którym piszę, jest nagrany w mono, tak, w mono. Sprawdzałem kilka razy na różnych utworach. To teraz spójrzcie na etykietki. Co tam jest napisane?
I gdzie tu sens?
Żeby było jeszcze ciekawiej, to na okładce widnieje znaczek "M-33", czyli zgodny z prawdą.
O tym jak cicha jest powierzchnia płyty wypowiem się później, póki co jeszcze nie umyłem tego krążka. Na razie jest trochę elektrostatycznych uderzeń, ale nie ma tragedii.
I na koniec, największy babol tego wydania. Nie dość, że nieprzyjemny to niebezpieczny dla naszych umiłowanych igieł. Otóż, osoba przygotowująca matryce nie zapętliła kończącej obie strony rozbiegówki i rowek prowadzi igłę prosto na etykietkę. Tak nie może być.
