Obi sam jesteś pantograf

, masz na myśli prawdopodobnie ramię magnetyczne montowane na plincie/płycie.
Te śledzące to nieco inna bajka. Mają ciężarek wyważający i ustawia się je w zasadzie bezkontaktowo. Karbonisage ma zbierać elektroodpad na skraju kontaktu z mediami, a właściwie bez tegoż.
Pędzelki na osłonie korpusu wkładki to jeszcze inna bajka i te są kontaktowe (należy uwzględniać w nacisku igły).
Szczotka ręczna carbon saute zaś, to sprzęt pracujący "nad płytą", należ zminimalizować odległość od nośnika gdzie kontakt bezpośredni nie jest wskazany. Toto zasysa drobiny kurzu w locie i jest mało skuteczne, al jakoś tam jest.
Nosnik winylowy należy po prostu umyć w roztworze IPA/Tetental/Demineralka, a następnie "osączyć" grawitacyjnie. To najprostsza metoda i dość skuteczna. Pozostałości tego procesu już na płycie osuszonej można złapać własnie carbonem.
ALE generalnie tak, odchodzi się od tego rodzaju czyściwa.
Cóż, należy uznać tę Bambusową (od nick Pawła zwaną 'grabarką') za najbardziej obecnie efektywną do odśmiecania ręcznego na zasadzie doraźnej, co i tak nie załatwia sprawy do końca, ale ten rodzaj szczoteczki jest bardzo dobry.
Pamiętajmy jednak, że owa metoda desyfilizacji ma charakter jedynie doraźny na szybko dla albumów, które i tak są przeznaczone do konkretnej higieny już 'na sportowo'.
Zależy ci na nośniku - dbaj o niego, bo nie ma się co samemu robić w konia, że karbonisage zastąpi wzmiankowany proces.