Naszła mnie ostatnio chęć na kombinowanie i zastanawiam się nad zmianą wzmacniacza. W Accuphase E-303, którego używam brakuje mi trochę rozdzielczości, sceny i czasami basu. Na moim zestawie świetnie brzmi jazz i elektronika, nieco gorzej rock i metal. Dobrze nagrane płyty brzmią całkiem nieźle i ogólnie to mam tak, że czasami brzmienie mi się bardzo podoba a czasami myślę sobie, że brzmi to jednak słabo (zwłaszcza jak odwiedzę Marcina

Ostatnio zamiast Accuphase podłączyłem NAD-a 160a i zupełnie od Accu nie odstaje a w niektórych aspektach (scena, bas) nawet go przewyższa. No ale człowiek ma to do siebie, że lubi pokombinować i chętnie bym coś zmienił.
Zastanawiałem się czy nie pójść w kierunku lampy i patrzyłem trochę na Fisher 100 i Pioneer, np. SM83 lub SA-810. Wzmacniacz raczej z epoki niż jakiś nowy wynalazek. Z drugiej strony nie chciałbym wydawać jakichś dużych kwot, stąd powyższe propozycje. No i mam taką zagwozdkę - czy zakup takich wzmacniaczy nie będzie krokiem w bok a nawet wstecz w stosunku do tego co mam? Bo wiadomo kupić łatwo, sprzedać gorzej a nie chciałbym sobie zablokować środków żeby za 3 miesiące stwierdzić, że zmiana nie wniosła nic... A może olać zmiany zbierać kasę na jakiś lampowiec z prawdziwego zdarzenia za +/- 12-15 tys. zł? A może przyczyną moich rozterek nie jest wzmacniacz tylko coś innego, tylko co? Wkładki mam fajne, więc ten element raczej odpada, nie jest to też kwestia pre (oprócz tego co w sygnaturce mam jeszcze Buphono i PreamP), gramofony też całkiem spoko, więc o co chodzi?

A może skoro ten NAD taki fajny (dlugo nie wierzyłem bo przed serwisem okazał się być całkiem solidnie skopany) to kupić coś z "wyższych" modeli typu NAD 90 albo 6200? Tak mnie przy piątku wzięło na rozkminy i dyskusje


Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji.