Oj polityczna poprawność narobiła przez te lata spustoszenia że hej....
osobiście zakończyłem już ten poboczny wątek którego nie rozpocząłem jeśli ktoś się bliżej temu przyjrzał, choć pewnie jeszcze wielu z lubością będzie się w nim i tylko w nim odnajdywać (?).
"Każdy ma swoją drogę do dochodzenia tego co mu najbardziej leży na półce i co mu gra i jak. Powiesz nie dotykaj bo się oparzysz a on i tak...." - zjara całą chałupę - dodam od siebie
Ooo i to zdanie mi się amrowek bardzo podoba - bo kontynuuje ciekawe podejście do tematu (bo jeśli na tym zdaniu skończyć to znów schowamy się pod przykrywką poprawności politycznej i łatwizny, ale jeśli zajrzeć głębiej w jego sedno i opisać swoje różne perypetie audio, swoją drogę w dochodzeniu do miejsca w którym się jest, różne drogi różnych jakże różnych ludzkich charakterów z różnymi doświadczeniami to może być naprawdę ciekawie a wszystkie te różne drogi i tak stworzą jedną logiczną całość, a nie przypadkowy bałagan
<o własnej drodze gruz hi-fi> Zaczęło się w wieku 2 lat kiedy zasypiałem oparty o radio lampowe dziadka, grzało i koiło jak matka

"Prawdziwe" pierwsze hi-fi kupiłem sobie dopiero wiele, wiele lat później, jak to bardzo wypadało ( i oficjalnie zaprogramowane zostało) audio naturalnie było pachnące, nowe, błyszczące ze sklepu, z gwarancją gwarantującą pełne zadowolenie: nowa Yamaha, o forach o audio wtedy jeszcze nikt nie wiedział może irc był, ale się tym nie zajmowałem. Ach ta nowa Yamaha, nowiótki cd Yamahy i przed chwilą rzucone na rynek angielskie monitorki! - grało to hmm beznadziejnie (choć wydawało mi się wtedy że ok, bo o lampowym radiu dziadka z dzieciństwa zwyczajnie zapomniałem), taki typowy system dla każdego czyli w efekcie dla nikogo.
Minęło trochę czasu, pojawiły się fora, więcej informacji z wirtualnego netu, no i ach ten hi-end, komis z ówczesnym używanym hi-endem zapraszał.., Proac Tablette 50, malutkie kolumienki grające pod wielkim piecem przestrzenie w kilkudziesięciu metrach komisu - coś czego pospolity zjadacz suchego chleba jak ja w tamtych ciemnych czasach nie znał wcale, baa nawet nie mógł wtedy zrozumieć czemu to tak gra - no przecież na pewno dlatego, że to audiofilskie jest, co tu dużo myśleć, lepsze i droższe i już - o to przecież chodzi!. Minęło trochę czasu słuchania moich Yamach z Proacami, zacząłem dostawać porady że musi być potężny wzmacniacz do tych kolumn by zagrały, istny prądowy

bo one to tylko lubią i nic innego! I już prawie ponownie bym zbankrutował przez audio... kiedy razu jednego trafiłem w piwnicy, kierując się spontanicznie przypadkowym ogłoszeniem coś co nazywało się wtedy Meloman 25.
Wynalazek ten przeklęty, rodzimej produkcji, strach wręcz powiedzieć że produkcji - bo jak się okazało był składany przez uczniów i praktykantów na warsztatach szkolnych, firmy produkującej głównie anteny. Ach te części niedopasowane, niczym młotkiem wykute (w zasadzie nim na praktykach wykute

) i ten wszechobecny przenikający wszystkie zęby przydźwięk z transformatora
Okazało się potem że miałem już pewną styczność z tym audiodziełem 25 dla Melomanów wcześniej, świadomie tego chyba jeszcze nie wiedziałem odkrywając wzmacniacz w piwnicy, ale mając już go w swoich łapach przypomniałem sobie że: ojciec kiedyś dostał toto pożyczone na chwilę od kolegi, włączył i... wyłączył szybko, czekając tydzień na kolegę, aż się zjawi ponownie. po odbiór bo lampa na starcie się zjarała. To jaranie się było jakby wpisane w ten wzmacniacz - przypomniałem sobie że jako 10 latek byłem w domu na przedmieściach u znajomych rodziców, mieli chłopaków w moim wieku z których jeden wsiąkł dosłownie do świata dźwięków, męcząc ciągle takiego właśnie jednego Melomana 25... jak on piał że to fajne jest... potem dowiedziałem się że zjarał nim całą chałupę i musieli przeprowadzić się do bloku
Po latach piałem i ja. Do melomana 25 oczywiście zaraz podłączyłem... no naturalnie nie moje kolumny startowe, jakie kiedyś nabyłem z Yamachą tylko te audiofilskie Proac Tablette 50 i to od razu dwie mimo że, to był mono wzmacniacz z trafem na 5 omów, ale co tam... Gęsty bardzo gęsty dźwięk, stereotypowo lampowy snujący, muzykalny zarazem estradowy, mocny, mimo że lampy pl504 nie były jakimś 8 cudem świata w dodatku wytrzymałym. No i strzał w dziesiątkę bo Melomana nie dało się tak naprawdę słuchać z innymi głośnikami niż małe, wytrzymałe monitorki, którym basu zawsze brakowało i były jakże detaliczne, lekkie, przestrzenne i ogólnie audioudiofilskie

I wiecie co bas się pojawił, pomruk i łupnięcie, nie wiem jak one to wytrzymały tak długo. Ale mruczały aż miło, co spowodowało że pozbyły się swej największej audiofilskiej wady (przez którą były naturalnie takie wyjątkowo czyli przesadnie zwiewne i barwowo nijakie). Miałem więc podłączone dwie skrajności w jeden dobry zestaw.
Na bazarze znalazłem na gazecie trzeci brakujący element, poobijany szary tuner NADa. Jego ciepłe, ale ciosane i specyficznie syntetyczne brzmienie uzupełniło zwiewną i delikatną "audiofilskość" kolumn wraz z powolnie ale mocno mruczącym ciepłem Melomana 25. Okazało się że potężny prądowo wzmacniacz nie był wcale potrzebny bo i tak by nie zagrał w zestawie tak... FAJNIE, a oczarowany tym zestawieniem szczególnie sprawdzałem to w tamtym czasie w różnych miejscach na naprawdę "uznanym" znaczy sowicie opłacanym w redakcjach pod stołem sprzęcie. Nawet nie przeszkadzało że Melek miał kilka procent zniekształceń, zniekształcenia w tym wypadku okazały się w praktyce teorią, którą wykorzystują z lubością marketingowcy dla "lepszych" klientów bo jak się już jest prezesem albo myśli że nim jest, to trzeba mieć wszystko najlepsze i bez zniekształceń koniecznie, na papierze musi być tip-top i lepsze od reszty!, przecież prezes czy fabrykant nie może być gorszy od reszty skoro tej reszcie przewodzi prawda? No ale o tym innym razem. W tym wypadku piękne było tylko to że dźwięk był czarujący i bardzo klimatyczny, niczego nie brakowało, a jeśli czegoś brakowało, ładnie było to maskowane, a przecież to było takie młotkiem na warsztatach kute

Spędziłem tak wiele upojnych nocy przy najróżniejszych stacjach radiowych, ciekawe że bardzo ładnie grało to też elektronikę, wszelkie ambienty itp wręcz ich odhumanizowanie było odwracane przez ten "Melomański" zestaw.
Cieszcie się niektórzy oczywiście cała historia skończyła się po paru latach pięknym zejściem Melomana i Proaców ale wiece co... warto było, tylko to "se ne vrati" Melka nie dało się sensownie naprawić, owszem grał jakoś tam. ale co z tego, znalezione dwa inne egzemplarze po licznych przeróbkach wcześniejszych użytkowników też nie grały... jak miały grać jak przy takim wykonaniu nawet dwa oryginalne egzemplarze mogły prawdopodobnie tak samo nie grać

Ot tak po wielu upojnych nocach z oszałamiającą muzyką zakończyła się jedna z audio historii z pogranicza melomaństwa a nie audiofilli!, nigdy bym tego nie odkrył słuchając pana szanownego sprzedawcy w sklepie. jak mnie wcześniej nawet tego nieświadomego przez lata nauczono. <czy to koniec jednej z wieli moich dróg gruz-hifi?>
Nieee, lata potem zrozumiałem że dosłownie wszystkie sensownie zbudowane mini-kolumny takie "magiczne jak wmawia marketing" cechy brzmienia właśnie mają (i to współczesne konstruktorskie upiorne dążenie do wydobycia z nich basu na siłę też często mają za co dwa zera trzeba jeszcze dopłacić

), wolałem to za pośrednictwem Melomana z piwnicy i szalone melomanienie... dziś wiem że może nie aż w takim stopniu, ale w pewnym, za to w warunkach znacznie większej dostępności, podobne efekty można uzyskać z niektórymi (obrzydliwie tanimi zamiast Proac) kolumienkami, też z kolumnami na szerokopasmowcach (te dla odmiany mogą być znacznie większe) i amplifikacją na germanach... ale bardzo łatwo też nie jest...
no cóż robię dalej swoje

kolejnym razem będzie o muzyce
"Więc..... Niektórzy ludzie chcą zniekształceń, aby ich instrumenty brzmiały lepiej. Inni chcą minimalnych zniekształceń, aby wyraźniej słyszeć zniekształcenia z instrumentów. Muzyka jednego człowieka jest hałasem innego człowieka......."