Oj limitowane wydania, to całkiem coś innego. Te dostępne nie są, ale będą.
Brak na stock, to chwila. Inna sprawa, że chwila to wieczność jak powiadał George Bernard Show. Wieczność w przypadku Mofi może oznaczać ciągłość w wiecznym wznawianiu szumnie zapowiadanych wydań limitowanych.
W mojej opinii czas chyba już zacząć numerować te serie limitów tego samego tytułu. Dla przykładu limit 1, 2 i za chwilę 3. Co dalej? Ano zobaczymy. myślę, że dalej będą zaskakiwać kolekcjonerów swoim frywolnym podejściem do tematu limitów.
I tu jest pies pogrzebany. W przypadku zacnego wydawnictwa MoFi opieranie się w istocie na semantyce słowa limit stanowi błąd logiczny. Firma niestety ma dość frywolne podejście do tego określenia. Tak na prawdę tylko oni wiedzą co to znaczy. W minionych latach już kilkukrotnie rozczarowywali łamaniem etymologii limitu wydając kolejne wznowienia.
Nie ma wielkiego sensu oszukiwać samego siebie, że to wydania skończone i obarczone nimbem nieodwracalności. Bynajmniej. Czekaj, a doczekasz. MoFi udowadnia, że nigdy nie mów nigdy, to u nich dogmat.
Nawiasem mówiąc nie udało mi się zrozumieć po co ten 'limit'? Wydajemy, sprzedajemy, odpowiadamy na zapotrzebowanie rynku i gramy dalej. Po co ten marketing szemrany w wykonaniu firmy? Nie mam pojęcia. wiem jedno. To kamyk do ich ogródka.
Z drugiej strony, fajnie mieć te wydania. Każdemu według marzeń. Fajnie! Każdemu według potrzeb producenta, to już niestety marketingowa ściema i komuna buisinesu.
Nie ma zatem wielkiego sensu tworzenie kolejnego fetyszu.
Realizacje MoFi są doskonałe i niczego więcej im nie potrzeba.

Swoją drogą czy warto się o nie zabijać jakby co? Skądże. To tylko płyty.
