Kupiłem wreszcie: Miles Davis – Ascenseur pour l’échafaud – OST – Fontana – 1958 z czego bardzo się cieszę. Zakupu dokonałem w samym Sam Records, bo liczę na to, że kupno ze źródła, które odpowiada za wydanie płyty, zapewni mi, że otrzymam przesyłkę szybciej niż gdybym kupował przez pośrednika (jak np. jakiś sklep niemiecki, który często organizuje sobie płytę, bo fizycznie nie ma jej na stanie).
Ale nie o tym. Chodzi o przelicznik zł/euro. Policzyli 1euro kursem 4,94 zł. Jest to normalnie kurewstwo, bo w rzeczywistym czasie transakcji średni kurs był 4,71 zł, a sprzedaży w kantorze internetowym 4,73 zł. A system mnie "zrobił" na 20 gr. Takiego wałka nie robiły nawet banki w Polsce, które okradały frankowiczów przy przeliczaniu im franków na złote.
Tak żydzić.


Mój zakup jeszcze był tani, ale współczuję tym, którzy kupują drogo.
Już pomijam sam shipping, który wyniósł równe 70zł, czyli ponad 1/3 wartości płyty.
Ciekawi mnie, czy te shippingi są inne (tańsze) dla krajów starej piętnastki Unii, i inne (droższe) dla krajów ostatnio przyjętych do unii (takich jak Polska i inne demoludy)?
To jest przyczyna, że zanim zdecyduję się kupić coś w sieci to szukam do upadłego w kraju, zanim zdecyduję się na zagraniczne sklepy.