EAR jako jedyny z dotychczasowych pre wygładził tak Cheap Thrills Janis Joplin, że było czały czas przyjemnie... Gitary nie świdrowały nieznośnie ucha... Ale po wpięciu Marantza jest jakaś taka... ulga. Nie wiem, może moj EAR jest jakiś skopany - pograł kilkadziesiąt min. więc zimny nie był.
Marantz gra równo, wg mnie nie faworyzuje pasm, bas nie jest tak duży jak w EAR, ale jest sprężysty. Samo pre pozwala słuchać muzyki głośno nie męcząc przy tym. Do tej pory chyba tylko na nim tak głośno odkręciłem piec. Całość jest delikatnie ocieplona, góra jest lekko zaokrąglona, osłodzona, ten pre to taki kompromis pomiędzy EARem, a Husarią - zachowuje część dobrych cech obu, jednocześnie nie mając tak dużych mankamentów jak choćby EAR.
Moja Husaria v1 gra szybciej, ostrzej, bardziej punktowo... tranzystorowo - mniej magicznie i na pewno głośniej. Powiedziałbym, że w moich zestawach do OM30 i do Haiku Wiliamsona, czy Leemy Tucany Marantz wpasowuje się właściwie najlepiej - nadaje graniu takiego jakby szlifu, którego ani oba piece, ani głosniki w sobie jeszcze nie mają. Dodaje nutkę takiej magii, którą w muzyce lubię - wygładza ją jednocześnie nie pozbawiając dynamiki, rozdzielczości, ani detalu. Obiektywnie Husariaa1 na pewno ma prawo lepiej odnaleźć się w większej ilości systemów i chyba jest w stanie odpowiednie wkładki wyciągnąć wyżej jakościowo, natomiast Pre Missego Marantz jest w stanie dać radochę na już w tej chwili - tak po prostu
Należy jednak wziąć pod uwagę, że LGMy są bardzo neutralne, mają mało dołu i wypełnienia, Williamson od Haiku gra raczej równo - melodyjnie, ale nie jakos nader ciepło, podobnie jak Tucana - to piece lekko ciepłe (Leema mocniejsza, szybsza, bardziej punktowa z lepszym drive'm) - neutralne kolumny i neutralna wkładka stworzylo srodowisko, którego Marantz nie zaburzył, a po prostu wypełnił w większosci miejsc należycie.