Obywatel pisze:
Na Zachodzie oczywiście. W Polsce w tamtych latach nikt sie nad płytami i gramofonami nie rozczulał choć ich zdobycie bylo niepomiernie trudniejsze niż dziś.
I to mnie rozwala odnośnie naszego narodu, moim zdaniem polskie płyty z okresu PRL (czym głębiej sięgnąć, tym mocniej trzeba to zaznaczyć), które są w stanach M/NM, powinny być warte kupę kasy, właśnie przez flejtuchowate podejście do tej tematyki pierwszych właścicieli - okłada w stanie M, to już cuda, płyty w sumie to samo, bo sprzęt lub wiedza jak go używać była marna... Ostatnio przeżyłem mały szok, płytka za lat 60 Muzy, nastawiałem się na siarę z której gdzieś w tle wyłania się dźwięk, zapuszczam i szczęka na podłodze, po prostu cisza, zero siary i szumu! Co jest myślę, czyli te płyty jako nowe tak brzmiały? Wygląda, że tak, bo kluczem do brzmienia tej płyty okazała się strona druga, która miał duży błąd tłoczenia, była na początku po prostu jakoś 'wewnętrznie' pofalowana, że igła sobie tam raźno skacze z tendencją do połamania się, czyli jak wnioskuję pierwszy właściciel po prostu po pierwszym przesłuchaniu odłożył ją i już nie wracał. Innymi słowy, może i materiał z którego robiono płyty w latach 60 był faktycznie słaby i szybko się zużywał, ale potencjał był, może jakby słuchano je i traktowano należycie, to coś by porządnego do naszych czasów przetrwało, a nie sam śmietnik.
Inna sprawa, ktoś kto to wymyślił powinien pójść pod winylowy trybunał stanu - to stojaki na płyt z tamtych czasów, ile to mi się trafiło już płyt, które mają nieusuwalny ślad od tego gówna, płyty bezpowrotnie zniszczone, mam sporo płyt przywiezionych z Czech i tam na ich szczęście nie było mody na to badziewie.