No i Queen wymyty, a trzeszczy trochę. A Freddie charczy na Hammer To Fall, a Love of My Life jest bardzo dobrze,
prawie zero trzasków i przekłamań... czyli raczej zjechana płyta :/ Umyłem też nowego Floyda, trzaski delikatniuśkie,
prawie niesłyszalne, jest akceptowalnie zupełnie.
Ale jest coś, czego mi brakuje, rozpiętości sceny. Może taki mastering, ale wydaje mi się, że instrumenty powinny być bardziej odseparowane, szczególnie na Floydach. Czy to może być wina igły/wkładki?
Zobaczę jak będzie Sen o Dolinie Budki wieczorem, tam nawet z sierścią się dało fajnie usłyszeć

Czy rozstawienie głośników jest aż tak ważne, żeby to usłyszeć? Mam możliwość tylko ok. 1,5m od siebie, skierowane lekko do środka,
na słuchacza. (kable porządne, etc.)
K.