8 września wieczorem, w 650 kinach na całym świecie odbędzie się pokaz filmu jak powyżej.
Dzień później wchodzi do sprzedaży nowa płyta Bad Seeds "Skeleton Tree".
Radzę się pospieszyć bo bilety schodzą jak ciepłe bułeczki
Ja już mój mam.
No i obejrzałem. I w sumie to powinno być w wątku "Fajny film wczoraj widziałem". A może nie.
Chyba długo nie zasnę i otworzę wino.
Od razu zdradzę, że cały film i płyta poświęcone są jego rodzinnej tragedii gdy w zeszłym roku, w głupich okolicznościach, stracił syna.
Myślę, że trochę znam Nicka C. Znam jego płyty. Widziałem go wielokrotnie na koncertach (w teatrze, w halach i open air na wyspie). Czytałem śmierć Bunnego Munro...oglądałem filmy.
I jeszcze nigdy nie widziałem go tak wyciszonego, melancholijnego, przyciśniętego do ziemi...
Nie wiem czy kupię tę płytę. Znaczy kupiłbym gdybym nie wiedział o czym jest. Nie znał tekstów. A już znam.
Tekstów jak zwykle trochę trochę schizofrenicznych, dziwnych , upchanych myśli , snów...zgodnie z teorią w której wszystko na ziemi dzieje się w tym samym czasie. Nie ma kiedyś , jutro...wszystko dzieje się teraz. Wszystkie historie.
W filmie widać jak wielką rolę w zespole i życiu Cave's pełni Ellis. To on trzyma wszystko w garści i spina do kupy. Jego jam z Nickiem jest niezapomnianą chwilą w filmie.
Muzyka Skeleton Tree jest piękna, monumentalna, nostalgiczna, smutna, monotonna i nieodwołalna jak śmierć.
Nick Cave zmaga się ze swoim losem. Towarzyszy mu żona, drugi syn i przyjaciele z zespołu.
Czarno- biały obraz przepełniony rozmyślaniami, wspomnieniami, refleksjami, traumą, tworzeniem, życiem...
Mam nadzieję że Nick nie ma racji mówiąc o proroczych piosenkach bo w jednej z nich śpiewa "zamknij oczy mały robaku i bądź gotowy na wszystko"...
Dziwny ten wieczór.
Fajnie. Dzięki za recenzję. Tylko słuchałem w radiu dziś rano jakiegoś eseju na ww temat.
Trochę za dużo traumy jak dla mnie. Doceniam oczywiście, tylko to trochę jak z niektórymi książkami, których nie chcę przeczytać, bo wiem o czym są i jak napisane. Prawo wyboru. Co do filmów, dokumentów też.
Trochę masz racji a trochę nie.
W tym filmie nie ma ekshibicjonizmu na zasadzie o patrzcie jakim ja nieszczęśliwy i w żałobie.
Nic z tego.
To nie jest takie łatwe. Przynajmniej dla mnie.
On super to ujął: Niby wszystko jest OK. Życie się toczy, Słońce wschodzi itp. Ale jest ten jeden obszar otoczony murem gdzie nic nie jest dobrze. I ty już do końca życia będziesz czuł że on tam jest. I że lączy cię z tym nierozerwalna nić. Że nie uciekniesz i to zawsze tam będzie.
Myszor ale opisałeś to tak sugestywnie, że ja nie mam potrzeby iść do kina. Twoja recenzja załatwia sprawę.
Jak dla mnie. Zresztą zdaje się nie jest to możliwe, bo film miał być grany tylko jeden dzień wszędzie w świecie, to by znaczyło, że u mnie na dzielnicy też.
Fajnie, bo zaoszczędzę na jakąś płytę i Se kupię u siebie, choć z tym też kłopot, bo jak tak jak u Michała, na razie nic mnie nie rzuciło na kolana Poza tym Porcupine, ale ktoś mnie ubiegł, a otworzyć się bałem.