olsza84 pisze:Panowie co tu gadać. Winyle to emocje, nostalgia i przemyślenia, styl bycia i życia. Każdego z nas z osobna. Tu nie ma co szukać racjonalności czy wytłumaczenia.
Dokładnie
Blaupunkt P-110 + Ortofon 2m Red Kenwood KA 4040R Kenwood DPF 2010 Pylon Opal Monitor
Pomijając aspekt egzystencjalny, czyli celowość zbieractwa, ja osobiście nie mogę słuchać muzyki nie mając kontaktu z fizycznym nośnikiem.
Mam oczywiście subskrypcję Spotify (słucham głównie w pracy) i gigabajty plików które tylko zajmują miejsce na dysku.
Płyty, zarówno winylowe jak i CD sprawiają mi frajdę, lubię poczytać historie na okładkach albumów jazzowych, lubię zapach farby drukarskiej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że płacenie horrendalnych kwot za plastikowe kółko w kartonowej okładce jest w gruncie rzeczy bez sensu, no ale nic z tym nie zrobię. Każdy ma swojego jebla. Mój mi odpowiada.
Wszystkie Panów odpowiedzi odczytuję jako: "nie ma jednej dobrej odpowiedzi i w zasadzie nie ma wytłumaczenia". Myślę, że to dobrze, bo pewno jakaś irracjonalność w zachowaniu to właśnie to, co odróżnia nas od maszyn. I wolna wola.
Ale nie rozwiewa to moich wątpliwości, mimo wszystko. Myślę sobie jeszcze tak. Mój ulubiony album to Blackwater Park grupy Opeth. To jest death metal -- rozumiecie: growling, wycia, ciężkie gitary. Poprzetlatane to jest miękkim i delikatnym śpiewem wokalisty, co czyni całość bardzo pięknym -- mówię serio, sprawdźcie -- ale nie ulega wątpliwości, że to płyta nie dla wszystkich. W szczególności: nie dla moich dzieci i mojej żony. Słuchałem tego albumu setki razy -- dosłownie -- i znam go na pamięć. Mam go na CD, zrippowałem go do flaców i słuchałem na bardzo solidnym grajku i bardzo solidnych słuchawkach-monitorach. CD służył tylko do tego, by przenieść muzykę do flaców właśnie. Teraz nie wiem, gdzie nawet leży. Chciałbym kupić LP, ale po co?
Wychodzi mi na to, że nie ma innego uzasadnienia poza zaspokajaniem niezwerbalizowanej potrzeby posiadania -- bez zaspokojenia tej potrzeby człowiek odczuwa niepokój, dyskomfort, cokolwiek. Zasadniczo więc -- hobby / pasja.
Dodam, że jak kupuję album w postaci LP, to wcześniej o nim czytam. Jeśli to "kultowe" nagranie z epoki, to znajduję informacje o okładce, artyście, który ją projektował, jak wygląd proces nagrywania i tak dalej. Cała ta otoczka sprawia, że obcowanie z muzyką jest bardziej "kompletne" i dostarcza "pozasłuchalnej" przyjemności -- bo znasz kontekst, wiesz, co przyświecało artyście. Na ostatnio przeze mnie słuchanym albumie "For Your Pleasure" Roxy Music, jeden utwór poświęcony jest uczuciu do nadmuchiwanej lali. Czaicie, to były lata 70-te. Nie dowiedziałbym się tego, gdybym nie czytał wcześniej o płycie. A na okładce jest Amanda Lear -- pamiętacie? "Give a bit of mmm to me and I'll give a bit of mmm to you".
Mam płyty, do których nie wrócę. Nie chcę ich sprzedawać, więc sobie stoją na półce.
mofu44 pisze:ja to nawet nie wiem co to za samochód jest, ten spotyfaj
Istnieje jeszcze takie coś jak Tidal. Oba te hasła brzmią dla mnie jak bajka o żelaznym wilku
Takie wspomnienie przyszło mi teraz do głowy; pamiętam jak w okolicach 1998r przyniosłem do domu pierwszy plik mp3. Był to "Frozen" Madonny, plik ważył ok 5MB, podzielony RARem na pliki zajmował cztery dyskietki 1,44MB (napęd CD był wtedy w sferze marzeń dla biednego studenta, Internet i pobieranie z niego danych to była jeszcze większa abstrakcja). Nastąpił wtedy totalny opad szczeny przed komputerem. Gdy tylko uda mi się trafić LP "Ray of Light" Madonny nabędę go z pewnością, tylko dla tego jednego utworu.
Takich płyt/utworów są dziesiątki. Ograniczenie tylko jedno, $$$
Technics SL-3310+Shure M97xE+Cambridge CP2+Denon PMA720AE+Pylon Pearl 25
Take me to the fantastic place...