Ostatni album z ostatniej dostawy. Często podkreślany jako szczytowe osiągnięcie zespołu. Niestety, jak zwykle jestem tym odstępcą, muzycznym heretykiem, któremu dwa słonie stanęły na ucho. Zupełnie tego albumu nie lubię (może chodzi o to, jak jest nagrany?). Parę fajnych momentów się znajdzie ale - jako całość - przereklamowane. Bywa. Widać się nie znam (jak zwykle). Przynajmniej stan jest w porządku a to połowa sukcesu.

Powinienem kupić opakowania kartonowe i sprzedać z połowę swojej kolekcji... Coraz mniej lubię muzykę przez to wszystko... Jak nie kiepskie płyty to ludzie, którym przeszkadza, że piszę lub co piszę... A więc teraz już koniec. Muzyka mnie męczy i straciłem zainteresowanie wszystkim. Zresztą zawsze wszystko jest źle - źle słucham (wzmacniacz mono korygujący wadę słuchu), źle widzę (okulary), źle piszę (sorry, poetą nie jestem), źle żyję (a może nawet - niepotrzebnie? - też ten wariant rozważam... ).
Nawet jeśli wrócę do muzyki (a pewnie to będzie jutro, jak odpocznę) to już nigdy nie kupię żadnej płyty w ciemno. Chyba, że lubię dany zespół. Nigdy więcej czegoś z polecenia / z widzenia (na grupach) bez uprzedniego przesłuchania. Szkoda portfela na płyty, których się nie słucha i nie lubi.