Sprzęt do testów to Akai AP-B20, Philips GP-412 II z eliptykiem Astatic, wzmacniacz Akai AM-2400, słuchawki Superlux hd681b.
Płyty jak na obrazku poniżej.
Na początek wygląd i konstrukcja. Mi Zen Phono podoba się bardzo. Trochę mam odchył w kierunku szczotkowanego aluminium więc to obciąża opinię ale jest to po prostu schludna konstrukcja. Sam metal - plastikowy jest tylko przełącznik gain z tyłu. Miło się to trzyma. Nienachalne logo i światełka. Art był choinką więc siedział z tyłu (gdzie dawał ładną poświatę

Z tyłu standardowy zestaw gniazd + zbalansowane wyjście. Podobno to wyjątkowe w tej klasie cenowej ale u mnie nie powoduje bicia serca większego bo nie widzę się z czymś innym niż wintydż. Krótki kable zasilania. Ja musiałem sobie przedłużkę załatwić. Same gniazda mam wrażenie trochę luźno wchodzą w kable. Interkonekt siedzi ale wyjąć go łatwo nawet przypadkiem. Chyba są ciut (bardzo niewiele) krótsze niż standardowe.
A teraz do istoty sprawy czyli dźwięku. Jak już gdzieś podkreślałem wielkiego doświadczenia nie mam. W tym kontekście Zen Phono wywarł na mnie wrażenie. Różnica w dźwięku jest dostrzegalna właściwie od razu. Przede wszystkim transparentność – nic nie jest przytłumione ani rozmyte. Wszystkie instrumenty i wokal są czytelne i odseparowane na rozległej scenie. Przy czym na głośnikach scena jest zauważalnie szersza – na słuchawkach mniej. Ale przy całej przejrzystości nie powiedziałbym, że jest ostro albo za jasno, a jestem na to bardzo wyczulony (wolę cieplejsze granie jak mam wybierać). Wysokie tony są neutralne raczej. Mam wrażenie takie, jakby uwypuklone zostały tony średnie i przede wszystkim basy. Najbardziej to było dla mnie widać w Lady in Black Uriah Heep – uderzenia basu na początku stały się dla mnie wyraźnie odczuwalne. Miałem ochotę ruszyć pokrętło na wzmacniaczu. Wziąłem więc na warsztat Pages of Gold Morrisey, żeby zobaczyć jak brzmią damskie wokale. I tutaj ponownie – większa separacja, przejrzystość ale bez cienia nieprzyjemnej ostrości. Townes van Zandt zaprezentował się podobnie – bardzo naturalnie – ładnie oddany głęboki wokal. Choć tutaj różnica mniejsza w porównaniu z innymi preampami. Na koniec Ironi i Rock in Rio. I tutaj najbardziej na plus. Rzadko słuchałem tego bo miałe wrażenie, że słucham przez poduszkę. I Zen Phono w dużym stopniu to naprawił – dał życie i wigor tej płycie.
Podsumowując – transparentność, całkiem szeroka scena, wyraźniejsze i naturalne wokale i duża poprawa w basach. Te ostatnie mam wrażenie schodzą dużo niżej nie na poprzednich preampach, które słuchałem.
Ot i tyle mam wrażenie, że komuś coś to powie

Ja słucham dalej z przyjemnością i czekam na testy z Buphono.