Um, dzięki za. Ja nie poczekam, bo nie doczekam. Wartość muzyczna tej płyty to dla mnie 39,99, a i tak bym nie wziął. Pani się strasznie spieszy, coś jakby tuż przed klimakterium czuje, że czas ją goni. Kakofonia dźwięków i cały czas jest w pogoni za Candy Dulfer, choć Candy i jej mama są dużo bardziej seksowne. W przciwieństwie do Nubya, Pani Lukrecja jest trochę jak Borgia, chciałaby zamordować altem, ale to się może wydac, więc woli podtruwać kopiowaniem Trane'a w budzie pomieszanej z Jackie McLeanem. O ile jakieś dwa utwory mogą być strawialne, to reszta już nudzi przyprawiając o dreszcze. Czy to jest już jazz? W mojej opinii jeszcze nie. To prestydigitatoria reeds. Solidny oddech i dymanie w rurę na maxa. Gdzie fraza? Gdzie gra pauzą? Gdzie feeling? Do kotleta też nie obleci, bo zbyt natarczywie przywodzi na myśl niestrawność.
Niestety pierwiastki latynoskie są u Pani dość uzasadnione zważywszy na początki kariery, której w moje opinii nie zrobi. To już bodaj 5 płyta i nic.
Fakt, że technicznie jest diabelnie sprawna i wyszła spod dobrej ręki pedagogicznej. Jednak to nurt rozrywkowy w muzyce o charakterze improwizowanym. Ona zaś gra wyuczone pasaże zaczerpnięte od wielkich i zaaranżowane pod stylistykę biesiadno taneczną. Nóżka chodzi, to pewnie dobre. No niestety nie dobre. Prymka przyjmie wszystko, aranż już mniej, a sztuka nic. Babka jest szybsza od Satrianiego, ale kogo to obchodzi w jazzie?
Do gastrologa z takim poleceniem Peter, ale oczywiście dziękuję. Nie zrażaj się.
No co Ty?

To braliśmy z chłopakami jeszcze w preorderze. Odlot! Scena brytyjska to dodatkowy atut i spojrzenie na Milesa. Trochę jak Panthalasa Laswella, ale całkiem inaczej.
Scena brytyjska i to jaki skład! Muza jest trudna, ale kompozycja źródłowa to łatwych też nie należy. Impresja zaś na jej temat wręcz doskonała.
Iiiiy.. brałem za 145 brt, to jest bdb cena jak na ten album z przesyłką, bo to 2LP. Już w drodze.