Jeśli chodzi o interpretację utworu, to mamy tu przywołany obraz swoistego seansu spirytystycznego - wywoływanie ducha zmarłego, jednak tym razem nie za pomocą zaklęć i czarów, lecz za pomocą środków techniki - gramofonu akustycznego i płyty gramofonowej ("metalu i drzewa" - czyli ramię z soundboksem (raczej nie mosiężna tuba, gdyż w czasie powstania tego wiersza "tubowce" były mocno demodé) oraz drewniana skrzynia, "dysku i sztyfcie" - płyta gramofonowa i stalowa igła jednorazowa) - jednak takie wywoływanie ducha zmarłego (przy pomocy najnowocześniejszych osiągnięć techniki) na nikim już nie robi wrażenia ("to się chociaż przestraszcie, jak na widok ducha,/to krzyczcie, to się choć dziwcie!", "jestem mniej niż mucha, co żyje i bzyka"). W pierwszej części Autorka wiersza porównuje drewniane pudło gramofonu do trumny; moment odtworzenia płyty powoduje czasowe ożywienie zmarłego, jednak jego pełnej życia pieśni nieodłącznie towarzyszy widmo śmierci ("a śmierć wtóruje mu zgrzytem..." - chodzi zapewne o scratch, czyli szum spowodowany ziarnistością masy szelakowej, z której wykonana jest płyta).Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Płyty Carusa (fragmenty cyklu)
Marii Morskiej
* * *
Kołuje żałobny dysk
w trumiennem pudle odkrytem.
Caruso śpiewem wytryska,
a śmierć wtóruje mu zgrzytem...
Caruso – żywy aksamit,
życie ze szczęściem zżyte,
najżywszy ton między nami!
A śmierć zatrzymuje płytę.
* * *
Wypuśćcie mnie, czy słyszycie,
z tego metalu i drzewa!
Zwróćcie mi życie,
albo nie każcie mi śpiewać!
A jeśli muszę was słuchać,
zaklęty w dysku i sztyfcie,
to się chociaż przestraszcie, jak na widok ducha,
to krzyczcie, to się choć dziwcie!
Mamma mia che vo’sapé
Milczenie grobu przebijam
namiętnym śpiewem zmarłego.
Jak krew kapie z mej płyty piosnka Nutilego,
o mamma mia!
Mgłą się na płycie owijam,
lecz mnie nie zbawi muzyka,
i jestem mniej niż mucha, co żyje i bzyka,
o mamma mia!
Jednym słowem wg. podmiotu lirycznego, który można chyba utożsamić z autorką, Caruso przez swoje nagrania nic nie zyskał, nagrania nie unieśmiertelniły go, a na słuchaczach koncerty muzyki mechanicznej nie robią żadnego wrażenia.
Ja tam się nie zgadzam z tą tezą. Caruso, przez swoje nagrania, unieśmiertelnił się (przynosząc przy okazji duże dochody Victorowi). Gdyby nie jego nagrania, to prawdopodobnie nie miałbym pojęcia o jego istnieniu (jako kompletny operowy dyletant), podobnie jak o setkach innych słynnych śpiewaków, a tak nie tylko mam świadomość jego istnienia, ale także dzięki najnowocześniejszej technice mogę słuchać jego wykonań również dzisiaj, w takiej jakości, w jakiej nikt nigdy nie słuchał jego nagrań (przypominam - pierwsza restauracja nagrań Carusa przy pomocy techniki komputerowej - dokładnie systemu opracowanego przez firmę Soundstream i jakiegoś małego minikomputera, chyba PDP-11, miała miejsce w 1976 r. - przy pomocy techniki ślepej dekonwulacji/ślepego rozplotu (blind deconvulation) - polegającej z grubsza na tym, że nagrania Carusa porównywano ze współczesnymi nagraniami tych samych arii - przetwarzanie minuty sygnału zajmowało chyba z 10 minut pracy komputera, a do rejestracji wykorzystano standardowy napęd taśmowy do tego PDP-11)