Peter007 pisze: ↑01 sie 2022, 12:24
twierdzenie, że po wyciągnięciu jednego klocka reszta jest niczym jest nie w porządku do reszty składu
Są różne, że tak powiem, rodzaje zespołów.
Czasem jeden z muzyków jest tak istotny, że bez niego to już "nie ten zespół". Dlatego wg mnie Joy Division słusznie zmienili nazwę po śmierci Curtisa.
Są też zespoły, powiedziałbym, "komplementarne", które bez
kogokolwiek są już innymi zespołami. Np. The Doors jako trio nie byli już "tymi" The Doors i tak samo nie byliby nimi z innym bębniarzem, gitarzystą lub pianistą - ich brzmienie powstało z interakcji 4 przybyszów z 4 różnych "światów" muzycznych. Cranberries nie mogliby funkcjonować (i nie funkcjonują) w jakimkolwiek innym składzie (był co prawda wcześniej inny skład, ale też inaczej się nazywał: Cranberry Saw Us). Nie mogłoby być innych Beatlesów niż John, Paul, George i Ringo.
Bywają wreszcie kapele skupione wokół 1 lub 2 osobowości - Rainbow, Alan Parsons Project itp., a przede wszystkim King Crimson; u nas choćby Breakout. Tutaj - poza liderem czy liderami - w zespole może grać w zasadzie ktokolwiek, byle grał dobrze i... w takim, a nie innym stylu.
Są też przypadki, nazwijmy je tak, "pośrednie" - choćby Black Sabbath.
Do której z tych kategorii należał / należy Dżem? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Felix1988 pisze: ↑01 sie 2022, 12:27
Skoro jesteś takim fanem zespołu podpytaj przy okazji starszych stażem muzyków jak to im się "przyjemnie" pracowało z Ryśkiem - pamiętam to nerwowe wyczekiwanie przed koncertami: będzie czy zawali? Da radę śpiewać? Jeśli dołowało to nas, słuchaczy, to jak musiało stresować kolegów z zespołu, tym bardziej, że mieli to latami, poza krótkimi okresami względnego spokoju.
To osobna sprawa, podobna jak w The Doors. Można być geniuszem i mieć zapędy autodestrukcyjne. Taka osoba może być trudna we współpracy i zarazem niezbędna, jeśli -powtarzam - ma to być "ten, a nie inny zespół". Morrison (tak samo jak ktokolwiek w The Doors) był niezbędny i niezastępowalny. Riedel w Dżemie - powtarzam: nie jestem pewien.
Do mnie Dżem bez Riedla nie przemawia, podobnie jak Deep Purple bez Blackmore'a. Ale to już tylko mój indywidualny odbiór, który o niczym nie świadczy.