Wracając do wersyfikacji i pozycjonowania własnego zbioru jazzu to skoro już ustaliliśmy, że C.Parker to wiadomo must know. Obojętnie jaki Bird ale w szanującej się kolekcji reprezentowany być musi.
Druga sprawa to Ornette Coleman, jak zasadniczo twórca jazzu free, a przynajmniej nazwy samego kierunku, no cóż

Jeden wybrany tytuł do kolekcji to oblig!
Osobiście poleciłbym nie free jazzowcom coś z wczesnych nagrań Contemporary albo Atlantic. Ze zbioru box BN referencyjna pozycja to New York is Now! Trochę już trudniejszy i z lekkim odjazdem po krawężnikach ale nadal blisko głównego nurtu z wisienką awangardy w tle.
Trzecia odsłona konieczna w dobrze zapowiadającym się zbiorze o szerokich horyzontach poznawczo edukacyjnych to
Albert Ayler.
Nie można nic nie mieć, bo po prostu nie wypada.
To również twórca i prekursor jazzu free ale jego ludycznej odsłony, tzw. wiejskiego free. Kierunek z upodobaniem i sukcesem tworzony przez Alberta wraz z muzykującym również bratem.
Poleciłbym wydawnictwo:
Albert Ayler, My Name is Albert Ayler, nagrane w Kopenhadze 14 stycznia 1963 i wydane przez Black Lion.
Płyta zawiera kilka znanych standardów jazzu, zatem będzie rozpoznawalna i czytelna co do odniesień stylistycznych.
Z innej beczki, choć tez typowej to wręcz music hallowe
Albert Ayler Music is the Healing Force Of the Universe, Impulse z 1969.
Rzecz z żeńskim wokalem o tanecznych czasem rytmach, choć niełatwa w odbiorze. znajdzie się i całkiem trochę bluesa w klasycznej odsłonie.
Ukoronowaniem kompozytorskim Aylera jest
suita Bells (ESP-1965). Absolutny top twórczości Alberta. Znany i ceniony przez wielu interpretatorów utwór, który doczekał się wielu wykonań. Tego niestety nie mam w wykonaniu Aylera, ale mam w interpretacji i nagraniu muzyków sceny Kniting Factory, projekt Prima Materia. Doskonałość kompozycji, dynamika i konieczność wyrobionego ucha do tego gatunku. Polecam, choć to musi być ten dzień i to zapotrzebowanie. Muza jest piekielnie konsekwentna i dynamiczna, piekielnie trudna zatem może stanowić spore wyzwanie dla słuchacza. Jednak warto! Mnie uspokaja kiedy jestem w stresie.
A czego słucham?
Albert Ayler In Greenwich Village Recorded At the Village Vanguard, Impulse A-9155.
Przekrojowy koncert ze wszelkimi detalami charakterystycznymi dla twórczości Aylera.
Jest wszystko co ma być, warto posłuchać.
(coś mi się fotka nie chce przeładować ale może w następnym poście)