
Marsalis- Clapton - spotkanie antagonistów?
Wynton Marsali & Eric Clapton – PLAY The Blues ( Live From Jazz At Lincolne Center) 2011
Ciekawa sprawa z tym albumem. Gdy początkiem lat 60-tych brytyjski R&B torował sobie miejsce w klubach Albionu jednocześnie wypierał z nich jazz tradycyjny. Przychodziło nowe, ale stare nie miało ochoty ustąpić. Jednym z przedstawicieli nowego ruchu muzycznego był właśnie Eric Clapton. To on w szeregach The Yarbirds torował drogę muzyce czerpiącej pełnymi garściami z chicagowskiego zelektryfikowanego bluesa. Dominacja dixi w muzyce klubowej przeszła do historii ustępując pola brytyjskiej fali bluesa. Ze starych "tradycjonalistów" jedynie puzonista Chris Barber poczuł nowe i zgrabnie zasymilował brzmienie swojego dixielandu z szorstką estetyką czarnych mistrzów których zapraszał w roli frontmanów własnego combo. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego że końcem roku 2011-go światło dzienne ujrzał album będący w pewnym sensie reminiscencja tamtych czasów. Wynton Marsalis pielęgnujący ostatnimi laty nowoorleańską jazzową tradycję muzyczną zaprasza do współpracy człowieka który jest współodpowiedzialny za zepchnięcie angielskich "tradycyjnych" do katakumb. Jaki jest wynik tego spotkania? Nie od dzisiaj wiadomo, że jazz i blues to para nierozłączna /o tym chyba zapomniano na wyspach w latach wspominanej wcześniej batalii/ . Fenomenalny zespół jazzu tradycyjnego pod wodzą Marsalisa gra bluesy w duchu orkiestr nowoorleańskich. Tematy wszystkim dobrze znane i dziesiątki razy grane. Co więc w tym niezwykłego? A to, że współbrzmienie tego stylu z tym wypracowanym przez Claptona jest stuprocentowe! Panie i panowie okazuje się, ze słynna Layla może zabrzmieć jak rasowe dixi nie tracąc nic z siły swojego przekazu. Brawurowe partie solowe, perfekcyjne aranżacje utworów, lekkość wykonania i świetna forma wokalna tak Claptona, Marsalisa jak i Chrisa Crenshawa każą składać ukłon wszystkim wykonawcom tego zarejestrowanego na płycie koncertu, gdzie jazz tradycyjny i elektryczny blues stanowią jedność. Znamiennym jest też gościnny udział w dwóch utworach Taja Mahala. Jego genialny glos i stylowe banjo dodają kolorytu i tak tęczowej już muzyce. 5/ 5…Inna ocena nie jest możliwa!
Robert Lenert