
Kilka dni temu, podczas odsłuchu jednej płyty zauważyłem, że strasznie smaży mi lewy kanał. Była to płyta, której nie słuchałem kilka miesięcy, a jako że niedawno zmieniałem wkładkę (przesiadka ze szlifu eliptycznego na shibata) uznałem, że nowa igła po prostu "mniej wybacza" i to wina płyty, dość starej, kupionej na allegro (gwoli ścisłości - Easy Rider OST). Smażenie, szum i trzaski były na tyle mocne, że uniemożliwiały komfortowe słuchanie ("działy się" w trybie ciągłym). Co ciekawe, prawy kanał był czyściutki (z dokładnością do jakichś pojedynczych nieuniknionych pyknięć). Pomyślalem sobie więc, że ktoś pewnie jakoś nieszczęśliwie zrył akurat jeden kanał jakąś skrzywioną igłą czy coś. No trudno. Jednak problem okazał się występować też na innych płytach (które przedtem grały dobrze!). Tam już nie były to aż tak krytyczne zakłócenia, jednak na wielu z nich wyraźnie dało się słyszeć szumi i trzaski na lewym kanale, występujące zwłaszcza (lub nawet tylko) przy początku płyty - różnie w zależności od konkretnej płyty, ale tak do 1/3 - 1/2 winyla. Nawet na niektórych zupełnie nowych (<5 odtworzeń) płytach daje się zauważyć, że jakieś pyknięcią pojawiają się częściej z lewej strony. Z tym, że nie jest to reguła - są płyty na których tego nie słychać lub prawie w ogole nie słychać, są nawet przypadki, że jedna strona smaży na początku jak szalona, a druga gra pięknie. Problem występuje jednak na zbyt dużej ilości płyt (i zawsze w lewym kanale!), żebym uznał to za przypadek. Przystąpiłem więc do poszukiwań winowajcy.
Jakies 2-3 tygodnie temu miałem podobny problem z lewym kanałem (gubienie części lub całości pasma, trzaski), jednak wtedy winnym okazał się wzmacniacz, a konkretnie zaśniedziałe styki selektora wejść. Zakupiłem odpowiednie chemikalia, rozkręciłem klocek, wyczyściłem co trzeba i wszystko wróciło do normy. Pierwszym krokiem było więc sprawdzenie, czy znowu wina nie leży po stronie wzmacniacza. Zamieniłem więc stronami kanały przy połączeniu gramofon-wzmacniacz i smażenie przeniosło się na prawo. Więc to nie wzmacniacz. No to kabelki przy wkładce przepiąłem "na krzyż" i znowu szumiało z prawej. Więc przyczyna najprawdopodobniej leży w igle bądź wkładce.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić. Oczywiście nic nie daje czyszczenie igły na sucho i morko, płyty też są czyściutkie, w zasadzie prosto z myjki (<5 odtworzeń po umyciu). Wkładka to Nagaoka JT-555 (w wersji Tonar 555), kupiona (nowa) jakieś półtora miesiąca temu. Mój gramofon to Sanyo Plus Q50, nie kupiony nowy ;P Próbowałem też zmieniać nacisk igły (w granicach podanych w instrukcji wkładki, jednak nie posiadam wagi, więc posiłkując się podziałką na przeciwwadze) oraz wartości antyskatingu (w całym dostępnym zakresie) i nic nie pomaga. Zarówno poziomowanie gramofonu, ramienia jak i overhang (wg Stevenson protactor z vinyl engine) mam ustawione z maksymalną dokładnością dostępną rozdzielczości mojej percepcji

Jeszcze taka luźna myśl - wymieniałem wkładkę, ponieważ w poprzedniej (Pioneer PC-3MC) uszkodziła się igła - przestał grać jeden kanał (też lewy!). Aczkolwiek wydaje mi się, że powodem wtedy było raczej lekkie trącenie reką ramienia podczas odtwarzania. A może po prostu z ramieniem mojego gramofonu jest coś nie tak i "zarzyna" igły w taki niesymetryczny sposób?
Pomożecie jakoś?