Chciałbym wam pokrótce przestawić jak to się u mnie zaczęło i jak złapałem bakcyla do niepoprawnie politycznej czarnej muzyki.
Więc moja przygoda z gramofonami zaczęła się ok rok temu za sprawą dobrego znajomego który w temacie siedział już latami. Usłyszałem u niego kiedyś gramofon i była to miłość od pierwszego wrażenia/wejrzenia, jakiś czas później postanowiłem zakupić pierwszy gramofon(który notabene mam do dnia dzisiejszego i na razie nie zanosi się na zmianę przynajmniej w tym roku) - wrażenie przeminęło miłość pozostała. Czy tam na odwrót

Nie będę się tutaj może zbytnio rozpisywał nad zaletami bo te wartości każdy kto miał styczność z czarnymi krążkami zauważa ceni i szanuje… no dobra może jednak coś skrobnę.

Podoba mi się całe wręcz święto/wydarzenie towarzyszące słuchaniu muzyki z winyla, to taki mój rytuał, wiecie trzeba przysiąść posłuchać i zanurzyć się. Ponad to kontakt z czymś żywym, ma się wrażenie obcowania z historią - trzymając w ręku czasami 30-40 letni winyl człowiek zastanawia się jaką historię kryje w sobie ten okrągły kawałek masy winylowej.. że już nie wspomnę o zapachu starego papieru rodem z biblioteki.. i fajnych okładkach
ech no to poleciałem i tak mógłbym jeszcze dłuugo - rozmawiałem z doktorem i powiedział mi że to raczej nieuleczalne

tak więc myślę się tutaj często podpytywać co i jak oraz wypowiadać się więc eksperci będziecie mieli co robić

pozdrawiam Bartek