Moja przygoda z winylami zaczęła się dość dziwnie... Kilkanaście lat temu dostałem paczkę płyt od mojego wujka, który zauważył, że mamy podobne gusta muzyczne (trash metal, heavy, hard rock). W domu ojciec też oczywiście posiadał kolekcję płyt, ale miałem absolutny zakaz ich dotykania. Kiedy już mogłem sobie ich posłuchać, sprzęt się zwyczajnie rozpadł.
Nie posiadałem swojego gramofonu zatem płyty wylądowały w szafie i zwiedziły ze mną nieco kraju ze względu na przeprowadzki. Nie miałem specjalnie koncepcji, co z nimi zrobić. Sprzedać? Zbyt duża wartość sentymentalna. Oprawiać w ramki? - nie mój gust. Kiedyś udało się pożyczyć od kolegi Fonice GS 461 i przesłuchać zbiory - wtedy coś u mnie zaskoczyło i stwierdziłem, że coś w tym jest. Jakaś "magia" czarnej płyty. Fonica gubiła obroty i czasem miałem wrażenie, że ja szybciej kręcę pitch'em niż silnik talerzem ale i tak frajda ogromna. Oczywiście wkładka MF 1cośtam i brudne płyty. Dzisiaj się cieszę, że to był pożyczony, nie mój gramofon...
Znajomi wiedząc, że mam zawsze jakiś ważniejszy zakup przytargali mi do domu 3 gramofony

Na forum przyprowadził mnie Dr Google i kazał cierpliwie czytać. Dzięki Wam i waszej ogromnej wiedzy udało mi się uniknąć kilku zakupowych pomyłek (może poza jedną) za co z tego miejsca bardzo dziękuję. Moja wiedza odnośnie sprzętu i płyt jest jeszcze zbyt uboga, aby móc się wypowiadać "pełnymi zdaniami", być może z czasem się to zmieni.