Jestem kompletnym laikiem w temacie gramofonów. Dopiero zaczynam. Ale laicyzm jakoś nigdy mi nie przeszkadzał w pchaniu łap gdzie nie trzeba. Więc tak: kupiłem sobie na alledrogo Duala 621 za całkiem niewiele pieniążków (150zł). Sprzęt miał być w 100% sprawny, piękny, ładny, tylko pleksa pęknięta. Przyjechał dziś do mnie. Cały szczęśliwy odpakowuję - bardzo fachowo zapakowany, balans ramienia wyjęty i osobno owinięty, wszystkie części ruchome usztywnione, nawet puste przestrzenie w kartonie pomiętymi pornuchami wypchane (nie przypominam sobie żadnej wzmianki o gratisach... swoją drogą ciekawe co by było, gdyby taką paczkę otwierało jakieś dziecko). No więc stawiam sobie ja ten gramofon na szczycie słupka audio, umocowuję balans (czy jak mu tam), wyważam i myślę sobie: czas sprawdzić czy to w ogóle gra. Wkładam jedną z ostatnio zakupionych płyt, podłączam do prądu, świeci sobie ten stroboskop, no więc ja rpm na 33, wajchę na "start" i... nic. Raz, drugi, trzeci... W tym momencie zauważyłem, że wystają jakieś trzy śruby dookoła talerza. W pierwszej chwili pomyślałem, że już ktoś tam łapy pchał i pewnie dlatego nie działa. Odłączyłem od prądu. No więc ściągnąłem manual i service do tego sprzętu i nauczyłem się, że te śruby to mocują całe zawieszenie (nie miałem pojęcia, że takie coś ten Dual ma - do tej pory obcowałem tylko z najprostszymi polskimi adapterami - i to z 15 lat temu) na czas transportu. I że nie będzie kręcić jak jest tak zablokowane. Odblokowałem, wszystko się pięknie uniosło, podłączyłem do prądu i od tej pory nawet stroboskop nie świeci.
trzy, czteeeery - można się śmiać / załamywać ręce / pukać się w czoło*
Coś zepsułem pewnie? Co mogłem zepsuć?
Ratunku.
Pozdrawiam.

*- niepotrzebne skreślić