Bdb, ale poleciłbym starszą płytę na której Joshua wypłynął na szerokie wody jazzowe. Jej tytuł to Elastic (2002, czyta się alastik.. wiem to od niego, robiłem mu foty garderobiane i live też). Byłem w Romie wtedy na promocji albumu. Muza najwyższej klasy i nawet wówczas okrzyknięto go objawieniem nowej fali, natomiast zrobił złe wrażenie na publiczności ciągle zachęcając do zakupu swoich CD, praktycznie po każdym utworze.
Co do kultowego składu to akurat nie do końca się zgodzę (choć nie cierpię tego określenia). Za kultowy należałaby uznać składy z Grenadierem, Larrym, który tu nie gra.
No i oczywiście Blade, który praktycznie towarzyszy Joshua od początku i niemal na każdej płycie. Natomiast Brad Meldhau to jednak głównie artysta, który wybrał drogę fortepanu solo. Tu i jeszcze na bodaj dwóch płytach (pomijam koncerotwe) w istocie sprawił się doskonale.
Piszę wyłącznie ze względu na negatywne swoje podejście do szufladkowania.. kultowy, najlepszy, jedyny.. itd. W jazzie tak nie ma. Kultowy skład to może mieć Black Sabbath z Ozzym albo Parple z Gilanem i Lordem i oczywiście Ryśkiem B.
Nie wydaje mi się by w składzie z Patem Methenym, Lovano czy Marsalisem wypadł jakoś mniej kultowo

Płyta świetna, a cena bajka jak widać. Również polecam. Kompozycje wciągają zwłaszcza aranżacją, bo sami muzycy, no cóż pełna profeska. Czego chcieć więcej?
Natomiast mimo wszystko sam Brian Blade znany jest głownie z kwartetu Wayne Shortera i ten namaścił go już na wieki (Footprints).