Pierwszy raz z gramofonem miałem styczność mając coś około 15 lat, za sprawą jakiejś Unitry mojego ojca, teraz jednak gra ona już tylko gdzieś w elektronicznych zaświatach, ślad po niej nie pozostał. Zostały się winyle, całkiem fajna kolekcja tego co kupował mój tato, głównie w latach 80, w większości polscy wykonawcy. Sam winyle kupowałem przypadkiem w ilościach do policzenia na palcach jednej ręki, głównie w wyniku jakiejś chwilowej słabości lub przypadku. Nie ma logicznego wytłumaczenia po co je kupowałem, nie miałem przecież gramofonu... Ano nie miałem, ale już mam!
Niemniej jednak należy jeszcze wspomnieć, że po drodze wpadła mi w ręce za 20zł Unitra Fonica WG 700F - tak wiem, frezarko-tokarka

Dochodząc jednak do współczesności, moja stała słabość do staroci skłoniła mnie do kolejnego zakupu. Jak do tej pory były: zegar z kukułką, secesyjny barometr, budzik klapkowy, radio lampowe Philips Sirius 373, stare, manualne obiektywy do aparatu, masa przedwojennych czasopism, książek, albumów, trochę pocztówek, przyszła pora na gramofon. Najchętniej kupiłbym chyba patefon z ta cudowną tubą, ale to byłby już czysty snobizm

Na czym więc stanęło? Na gramofonie Technics SL-D2, który kupiłem... wczoraj. A na który zdecydowałem się po zaciekłej miesięcznej batalii z samym sobą i swoimi technicznymi brakami

Końcowy wyścig rozegrał się między właśnie tym moim już Technicsem, Bernardem 434 za 340zł, Bernardem 464 za 450zł i Pioneerem Pl-12 za 770zł. Decyzje finalnie podjąłem sam, ponieważ nie miałem nikogo kto by mógł mi cokolwiek na żywo podpowiedzieć i trochę "poprowadzić za rękę", decyzja była więc trochę mixem mojego potężnego "chcę!" oraz naiwności, że jakoś to będzie. Sami zdecydujcie jak wyszło

Do gramofonu potrzebuję wciąż kolumn i wzmacniacza, jednak jest to zupełnie inna historia na nowy temat w innym dziale
