Podzielam to co wyżej. Dawniej nie podchodzono do płyt z tak nabożeństwem jak dziś, tylko normalnie. Producent płyt też je wytwarzał, by wiele przetrwały.
Dziś wytworzyło się jakieś woodoo w tym temacie. Sam zresztą tak postępuję

, ale też mam świadomość, że kiedyś płyty traktowano normalnie, bez takich ceregieli. Sam mam sporo płyt z młodości, które kiedyś traktowałem bardzo obcesowo, nigdy nie myłem, wycierałem szmatką aksamitną (był to jedyny sposób czyszczenia płyty stosowany przeze mnie); nie przypominam sobie bym czyścił igłę, nawet nie pamietam bym ustawiał tracking force, wiec mogło być 3 gramy, 2,5 albo 1,5g. Do zwykłych kopert wkładałem takie płyty w sposób zwykły, bez żadnych ceregieli, No i płyty te grałem dziesiątki razy, a może i setki. Igły też nie wymieniałem jak zalecał producent, i miała pewnie kilka razy przekroczony resurs.
I co? Dziś te same płyty grają u mnie bardzo dobrze. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Oczywiście, owładnięty tą całą otoczka, która dziś panuje, też mam pierdolca nad padaniem na twarz przed płytą, co może jest i dobrym odruchem.
Wiem jednak, że płyty są bardzo trwałym i mocnym medium, i jeżeli nie będziemy ich traktować brutalnie, to będą służyć wiernie i bezawaryjnie przez praktycznie nieskończony czas.
Już nie chcę dyskutować, bo po co się kopać z koniem, ale jedno czy kilka odtworzeń na piezyku i takim bambino płyty by nie zabiło, a nawet uszkodziło płyty tak by ucho to usłyszalo, No chyba, że dziś tłoczy się płyty kilka razy gorzej niż kiedyś.
Ludzie już takiego pierdolca doznają, że pierdolą wręcz, że ostrze sferyczne niszczy płytę i nie należy stosować.
Właśnie siedzę, słucham KOB z Japan Jazz, na swoim sferyku z MF104, na chujowym peerelowskim unitrowskim Adamie, który nie dorównuje sabom i innym Sony itp japońskim wynalazkom, i cieszę się cudownym dźwiękiem, bez żadnych trzasków, bez żadnych szumów, sybilantów i tym podobnych.
A wiecie co mnie wyleczylo? Dziesiątki wizyt w różnych salonach audio, kilka audio szołów i tym podobnych, po których stwierdziłem, że sprzęt za grube tysiące, i wkładki jakoś nie rozkładają tego co mam na łopatki. Bardzo wdzięczny jestem tym audio szołom, bo doceniam bardzo to co mam.
Ludzie, nie dajmy się zwariować. Dbajmy o płyty, ale chodzenie przy nich na palcach to lekka przesada, której niestety sam ulegam.
Sam nie zniszczyłem jeszcze żadnej płyty, mimo, że mam ich setki i słucham od kilkudziesięciu lat. Owszem, mam kilkanaście w stanie złym, ale to tylko dlatego, że kupiłem na rynku wtórnym, a tam już mógł działać rzeźnik.