Witam. Trochę się pochwalę, trochę podzielę spostrzeżeniami z samodzielnie wykonanej rzeźby, trochę z zapytaniem, być może za długo i nie do końca w temacie bo tyczy się TD165 mk II.
Nabyłem na terytorium dawnej NRD drogą kupna, rozłożyłem na części, dorobiłem prawie samodzielnie plintę z jesionu i dno z MDFu, wymieniłem "top plate" (cięta laserem blacha na wymiar, okleiłem czarną matową folią - polecam, wyszło naprawdę bardzo schludnie).
Zmieniłem kable sygnałowe (nie jestem z nich do końca zadowolony, w przyszłości przy wymianie ramienia pomyślę o czymś bardziej koszernym) póki co są oddzielnie ekranowane Klotze około 100cm, zakończone Neutrikami Rean (dobrze się lutują ale może są jakieś lepsze wtyki do gramofonu?), przewody dość grube i sztywne także taką parę ciężko było sensownie ułożyć wewnątrz plinty, tak żeby nie przeszkadzały zawieszeniu. Wychodzą z obudowy po przeciwnej stronie niż kabel zasilający. W środku polutowane są bezpośrednio z kabelkami ramienia. Jak składałem do kupy tą taką ekranowaną plastikową "puszkę" w której łączą się kable to zdawały się mieć stosowny luz, który mam nadzieję się nie zmienił (np. pod wpływem ruchów zawieszenia?).
Sprężyny i gumowe elementy wyczyszczone i wytalkowane zgodnie z instrukcjami z analogdept. Regulacja zawieszenia rzeczywiście nastręcza nieco trudności i nie jestem w 100% zadowolony z uzyskanego "bauncu" ale Czcigodna Konkubina już dawała do zrozumienia, że nie zniesie kolejnego tygodnia z rozczłonkowanym gramofonem zajmującym połowę 35 metrowego mieszkania...
Ogólna refleksja dot. zawieszenia jest taka, że (w uproszczeniu) obracając sprężyny regulujemy położenie subchassis i armboardu oraz kierunek "skoku" zawieszenia - pożądany wyłącznie ruch góra-dół. Natomiast dokręcając nakrętki ustalamy wysokość a przez to odstęp pomiędzy talerzem a "top plate" tak żeby był równy na całym obwodzie. Jednocześnie "trącony" talerz wraz z subchassis nie powinien uderzać o "zabezpieczenie" silnika (wystający metalowy bolczyk obok pulleya) ani od spodu o wierzchnią płytę gramofonu. Jakby tego było mało całość powinna elegancko podrygiwać przynajmniej przez 8-9 sekund...
Ze środka sprężyn wyjąłem gąbki, bo tak zalecają na mądrych zagranicznych forach... A wszystkie te zabiegi póki co chyba są bezcelowe, bo tego typu gramofon powinien dumnie spoczywać na półce odizolowany od podłoża. Niestety w obecnych warunkach lokalowych taka półka nie wchodzi w grę (budowa własnego kąta w toku - tam już przewidziałem stosowny kawałek ściany).
Subchassis oraz fragmenty wierzchniej płyty od spodu wytłumione cienką matą na aluminium, po wierzchu oklejone pianką butylową z marginesem dookoła żeby się nie rozlało jak u autora wątku. Ze smołą starałem się oszczędnie żeby zwieszenia nie przeciążyć. Amatorów hardcore'owego wytłumiania w internetach nie brakuje ale kwestia jest dość dyskusyjna.
Łożysko i trzpień subplattera oczyszczone i wypolerowane na miarę skromnych możliwości i dostępnych narzędzi. Naprawdę trudno jest usunąć pozostałości pasty polerskiej z tej studzienki - wstrzykiwałem tam porcjami spore ilości izopropylu próbując je wypłukać (być może płukanie wodą/sprężone powietrze byłoby mniej toksyczne i lepiej by się sprawdziło ale chciałem uniknąć mokrych pozostałości).
Łożysko zalane oliwką do maszyn, bez luzów, jak na moje plebejskie ucho jest cicho. Ze stetoskopem nie sprawdzałem, ogólnie łożysko talerza, oleje itd. to na zagranicznych internetach osobna dziedzina nauki - nie na moje nerwy.
Motor - tutaj pojawia się moja wątpliwość ponieważ podłączony do sieci gdy jest nieruchomy to buczy. Po przyłożeniu palca do obudowy silnika czuć delikatne wibracje. Po włączeniu jest całkiem cicho. Z założonym paskiem i talerzem, po włączeniu pół sekundy hałasuje i rusza samodzielnie, jednocześnie buczenie ustaje. Jak tylko zatrzyma się talerz buczenie powraca. Nawet manualne przekręcenie talerza o ułamek obrotu powoduje wyciszenie silnika. Nie jest to bardzo uciążliwe. Nie słychać tego w głośnikach. Niemniej jest wyraźne, czy ktoś ma pomysł z czym może być związane? Tak raczej nie powinno być.
Dość powszechną przypadłością tych silników jest stukanie wywołane zużyciem łożyska podtrzymującego trzpień silnika. Tym samym pulley "opada" i pojawiają się na nim luzy. Podejrzewałem, że może to się tyczyć również mojego egzemplarza dlatego od spodu zamontowałem na klej epoksydowy nakrętkę w którą można wkręcić śrubę dociskową zakończoną kulką - tym samym tworzy się dodatkowe łożysko którym można "podpychać" trzpień silnika do góry, jednocześnie redukują się luzy. Co ciekawe póki co śrubkę pozostawiłem niedokręconą - na stukanie pomogło porządne naoliwienie trzpienia silnika od góry i dołu (kilka kropel ze strzykawki i obracamy aż się "wciągnie") wspomnianą wyżej oliwką maszynową. Fix ze śrubką czeka na gorsze czasy.
Ogólnie oprócz tajemniczego buczenia w stanie spoczynku nic mnie nie trapi. Efekt wizualny wydaje mi się conajmniej zadowalający. Przez tę półroczną grzebaninę zaniedbałem kompletnie to co jest najważniejsze - słuchanie muzyki (za to nasłuchałem się czy aby nie stuka, nie trzeszczy, nie ociera, nie brzęczy itd...) także teraz pomimo niedoskonałości zamierzam nadrabiać
