Od lat byłem fanem kina koreańskiego. Trylogia Pan Zemsta, Pani Zemsta i Oldboy wkręcała mnie na maksa. Pusty Dom czy Wiosna lato...znakomite. Potem jakoś zapomniałem śledzić ale właśnie na Netflixa trafił serial Snowpiercer zatem postanowiłem nadrobić twórczość Bong Joon Ho. Czasu dość bo leje ostatnio jak w Forreście Gumpie jak był w Wietnamie.
Snowpiercer (ten oryginalny z 2013 ) to film zdecydowanie niedoceniony. Siedzi gdzieś między Matrixem a Seksmisją jeśli chodzi o koncept. Intryga jest niesamowita, zdjęcia powalające, a gra aktorska ( Tilda Swinton, Ed Harris, John Hurt, Chris Evans) znakomita.
Polecam bo jest epicki.
Parasite, zdobywcę oskarów, łączy ze Snowpiercerem nie tylko reżyser ale także jeden z głównych bohaterów. Parasite to beka z biednych i beka z bogatych, prowadzony rasowo, niespiesznie jak teatr odgrywający Hamleta, Balladynę albo Zbrodnię i Karę. Reżyser powoli wykłada karty ale i tak wiemy że po walecie będzie dama, a po niej król
Na koniec wywala pokera w kolorze kier i kiedy wydaje nam się, że to koniec, dorzuca jokera. Mega kino i zasłużone Oscary.