Grzechem nieobcym mi jest wydawanie opinii zaraz po wpięciu nowego klocka w system. Że zajebisty lub beznadziejny.
Trza się osłuchać. Po tygodniu i przerzuceniu sterty albumów czuję się w miarę osłuchany, ale i tak każda nowa płyta potrafi mnie dalej zaskoczyć.
Jeśli nigdy się nie słuchało konstrukcji tupu TL i wstęgi (a ja nie słuchałem) to trzeba najpierw odtruć uszy i się przyzwyczaić.
Obawiałem się, że ten olbrzym przytłoczy mnie dźwiękiem, a bas rozwali ściany. Takie Grandy razy dwa. No jak Vulkan to wulkan, nie ?
Nic takiego się nie stało....
Vulkany grają bardzo „filsko”. Są przeźroczyste, neutralne, szczegółowe i uważne. Słychać każdy szmerek i każdy detal. Właściwie przypominają mi LGM Tannoya bo nic im nie umknie i lubią dobrze zrealizowane płyty. Wtedy absorbują i zaskakują dźwiękiem. Mają piękną scenę 3D i nisko schodzący bas. Lokalizacja instrumentów jest bardzo precyzyjna i punktowa. Doskonałe do oceniania tłoczeń płyt czy wkładek.
Moje obie wkładki grają bardzo podobnie a na Vulkanach słyszałem różnicę. Właśnie w basie. Ortek schodził niżej.
Soprany
Wstęga technicsa robi swoją robotę. Cymbały i blachy nigdy nie brzmiały wierniej. Trzeba tylko przyzwyczaić uszy do ich wyrazistości i jasności.
Z początku chciałem skręcać gałką bo Grandy wybitne w tym zakresie nie były ale teraz jest ok.
Średnica
Dzięki szerokopasmowemu isophonowi wokale są bardzo naturalne i też mi przypominają LGMy. Oddech i przestrzeń.
Przy dobrze zrealizowanej płycie jest wrażenie słuchania głosu "na żywo"
One should hear bass only if there is any. One should not confuse ‘’boom bass’’ with the ‘’real bass’’ mawia mój guru

Bas to najciekawsza rzecz w Vulkanach. Pojawia się tylko kiedy go potrzeba. Jest dawkowany powściągliwie i z aptekarską dokładnością. Nie ciągnie się. Nie dudni. Nie daje czadu na klatę jak w konstrukcjach bass reflex. Nie czuć drgań na meblach. Jest wręcz...hirurgiczny. Ponoć najlepiej oceniać bas na płytach z muzyką organową i lub solo fortepianową. Pewnie dlatego że fortepian ma szeroką skalę i schodzi poniżej 30Hz. Kiedyś grałem na fortepianie i miałem instrument w domu. Vulkany sprawiają, że mam wrażenie, iż wciąż mam mojego Rolanda i ktoś na nim właśnie zagrał
Ulubiony punkt Darekmana , czyli muzykalność

TDSOTM zabrzmiało fantastycznie. Bicie serca w całym pokoju wyraźnie słychać było. Oldfieldy, King Crimsony, Krall, jazzy różne też świetnie. Buddy Guy fantastycznie, szklanka Fendera niosła się po ogrodzie. Beatlesy spoko.
A tu nagle Van Halen wypadło blado. Jakby pierdząco tak, bez życia zupełnie. Podobnie Iron Majdan.
Daft Punk baaaardzo fajnie. Z biciem serca sięgam po Rammstein....jest dobrze. Mein Hertz Brennt rypnęło z nienacka jak zwykle.
Ale inaczej się słucha. Grandy to bycie pod sceną. Vulkany to bycie w reżyserce dźwięku.
Na koniec moja ulubiona płyta testowa I Ching. W ostatnim utworze (instrumental) są dwa basy. Normalny i nałożony na niego solowy "fretless bass".
I właśnie te wygibasy Niekrasza przy wysokiej głośności mało który sprzęt odtwarza poprawnie bez dyskomfortu dla słuchającego. Quadrale dostają celujący za to ćwiczenie.
Vulkany są prądożerne. Gałka mocy na 10 to minimum. Ciekawe jak na brzmienie wpłynęłaby mocniejsza końcówka mocy niż moja. Kiedyś sprawdzę.
Podsumowując - to jest bardzo dobre granie. Naprawdę top. W zestawieniu z ceną to już w ogóle nie ma co gadać bo zapłaciłem 600EUR , a same wstęgi chodzą ponad 150EUR za sztukę. Nawet za czterokrotność tej kwoty obecnym konstrukcjom trudno byłoby się zbliżyć do Vulkana. One grają w tej samej lidze co LGM/SRM. Czyli są niedoszacowane.
Jakbym miał porównać Vulkany z Grandami to…. jest mniej dźwięków ale więcej muzyki.
Jeśli ktoś lubi takie podejście to brać śmiało.
POLECAM DO:
- średnich i dużych pomieszczeń, szczególnie w bloku, gdzie sąsiedzi narzekają, że bas dudni i się niesie po klatce. Tu nic nie dudni i nie rezonuje a słychać wszystko.
- do muzyki klasycznej, jazzu, wokalistyki, fortepianowej, progresu, rozrywkowej itp.
NIE POLECAM:
- osobom które lubią przygrzać, że się szklanki trzęsą w kredensie, a bas masuje brzuch i ściana dźwięku zwala z nóg
- do muzyki hard, metal, punk, grunge itp.
Pozostaje odwieczny dylemat: czy mieć dobre allroundery, które wszystko zagrają dobrze lub bardzo dobrze ale bez zachwytu, czy też kolumny z duszą, które potrafią niebywale zachwycić ale i potrafią się kompletnie wyłożyć.
Pewnie dlatego w recenzjach audio mało kto sięga po napierdzielankę. Nie ma głośników do wszystkiego.
Edit: po graniu na wysokoprądowym wzmacniaczu cofam że grunge i punka nie umieją
