KasparHauser pisze:Nie wiem skąd nagonka na trwałość CD. Płyty polskich wykonawców tłoczone w znanej tłoczni w Czechach od 1989 są w rewelacyjnej formie. Trzeba tylko umieć z tego korzystać, znaczy się szanować, a nie, tu pyrgnę, bo nie wiem gdzie pudełko, tu mi pies pogryzł itp.
Utlenienie może i z czasem będzie coraz większe, ale po 26 latach nie stwierdzam problemów w odczycie.
Zgadzam się. I w tej dziedzinie obowiązuje zasada "kto dba, ten ma". Wielu ludzi przesadnie uwierzyło w "niezniszczalność" CD i kompletnie ich nie szanują. Osobiście posiadam w swych zbiorach sporo płyt CD tłoczonych w latach 80 lub niewiele później, i żadna z nich nie sprawia kłopotów na odtwarzaczu z dobrym laserem. Inna rzecz z czytnikami bardziej "grymaśnymi" (za to nie lubię m.in. odtwarzaczy Sony!), ale one równie dobrze mogą "wariować" na całkiem nowych płytach, bo laserowi "coś się nie spodobało" i przeskoczył w tył lub w przód.
Jeśli chodzi o zalety i wady formatu CD, to przypominam sobie komentarz do pewnej reedycji. Ową reedycją jest 4-płytowy box z kompletem "bachowskich" płyt Wendy Carlos na CD, a komentarz w książeczce popełniła sama artystka, będąca wyraźnie zwolenniczką kompaktu. Pisząc o procesie przygotowywania owej reedycji, Wendy jeździ po winylu jak po łysej kobyle i wytyka wszystkie faktyczne mankamenty tego nośnika - przy czym bynajmniej nie chodzi o trzaski ani o szum. Pisze o tym, iż teraz wreszcie - w dobie digitalu - może wydać swoją muzykę tak, jak ją nagrała. Mianowicie nie musi już podgłaśniać ani przyciszać żadnych fragmentów nagrania (potencjalnie większy zakres dynamiki!), ani redukować filtrami żadnych pasm (brak ograniczeń mechanicznych, jakie dotyczyły igły i rylca). I to wszystko prawda - płyta kompaktowa, przynajmniej potencjalnie, na głowę bije płytę winylową pod względem tak zakresu dynamiki, jak i pasma przenoszenia. Nie mówiąc już o dużo większej czystości dźwięku - nic nie trzeszczy, nic nie szumi (chyba, że samo nagranie). To przede wszystkim dzięki powyższym zaletom płyta kompaktowa wygrała z analogiem w latach 80/90. Jej dźwięk jest potencjalnie czystszy, potencjalnie bardziej dynamiczny, potencjalnie bogatszy w subtelności zawłaszcza w wysokim i niskim rejestrze. Oczywiście zależy to od realizacji nagrania i od masteringu, tym niemniej dobrze zrobione CD w wymienionych konkurencjach wyprzedza najlepszej jakości płytę winylową.
Dlaczego zatem chcemy mieć gramofony? I tutaj wypływa jedna jedyna, ale za to bardzo poważna wada płyty kompaktowej: kwantyzacja dźwięku. Muszę komentować?

Chyba jednak tak, bo nawet przy bardzo dobrym przetworniku cyfrowo-analogowym jakoś słyszy się te "schodki". Teoretycznie nie powinno być tego słychać, ale jednak to słychać, jeśli ktoś słucha - nie jest to tak gładkie, tak naturalne, jak z zapisu analogowego. Wyobraźmy sobie kopię Wenus z Milo zbudowaną z klocków LEGO, nawet z użyciem tych najdrobniejszych i dokładnie w tym samym kolorze, co starożytny marmur. Z daleka wydaje się, że obłości kopii są takie same, jak oryginału, ale wystarczy podejść i przyjrzeć się bliżej... I to z tego samego powodu dźwięk CD nie jest tak naturalnie ciepły, jak dźwięk winyla (czy, gdy o tym mowa, oryginalnej taśmy studyjnej).
To tak, jak z pierwszymi filmami: teoretycznie miało wystarczyć 16 klatek na sekundę, żeby stworzyć wrażenie płynności ruchu, ale nie wystarczyło - niestety, wyglądało to sztucznie. Po prostu teoretycy nie docenili możliwości percepcyjnych ludzkiego oka. Dopiero zwiększenie częstotliwości "próbkowania" o kolejne 8 klatek rozwiązało problem, i też nie do końca. Wystarczy zobaczyć w filmie jadący powóz, w którym koła wydają się kręcić do tyłu, aby zdać sobie spraw z niedoskonałości tej "kwantyzacji obrazu".
Zalety kompaktu tłumaczą, dlaczego winyl kiedyś poległ. Wady CD wyjaśniają z kolei, dlaczego winyl dziś wraca.
Aha, jeszcze co do płyt winylowych nagrywanych i/lub masterowanych cyfrowo. Jeśli przy nacinaniu jako źródła użyto zapisu 24/96, to szczerze wątpię, by dało się taką płytę słuchowo odróżnić od nagrywanej czysto analogowo. Po prostu przy takiej "rozdzielczości" zapisu kwantyzacja dźwięku naprawdę jest już zdaniem jednych specjalistów na granicy ludzkiej słyszalności, a według innych - poza tą granicą. Reszty dokonują: bezwładność głowicy w nacinarce, ograniczona plastyczność tworzywa płyty wzorcowej, bezwładność magnesów we wkładce gramofonowej, wreszcie bezwładność membran w kolumnach. To raczej powinno wystarczyć, aby nawet przy bardzo szczegółowym wzmacniaczu "schodki" uległy całkowitemu zatarciu. Choć oczywiście i to założenie może okazać się błędne.
Natomiast, oczywiście, płyta winylowa "cięta" z zapisu 16/44,1, czyli w standardzie CD, będzie zdradzała mniej lub bardziej te same mankamenty, co kompakt. Niestety, większość płyt z muzyką klasyczną w latach 80. i wczesnych 90. powstało właśnie tak, i chyba dlatego lepiej się ich słucha z kompaktów...