Konkurs na najciekawszą historię winylową

Co sądzisz o forum?
Zablokowany
Awatar użytkownika
Wojtek
Administrator
Posty: 41379
Rejestracja: 02 lut 2009, 02:59
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Konkurs na najciekawszą historię winylową

#1

Post autor: Wojtek »

Ogłaszam konkurs na najciekawszą, osobistą i z życia wziętą historię związaną z winylami.

Nagrodą jest ufundowane przez użytkownika zelazny nowe, limitowane wydawnictwo winylowe - Tom Waits "Atlanta July 5th 2008", w formie boxu 4LP.
Szczegóły dot. nagrody znajdują się w pierwszym poście wątku dyskusyjnego.

Zasady:
1. Uczestniczyć może każdy zalogowany forumowicz, niezależnie od stażu.
2. Każdy uczestnik może zgłosić do konkursu jedną publikację.
3. Uczestnicy mogą wedle potrzeb podmieniać/edytować swoje zgłoszenia aż do końca terminu zgłaszania prac.
4. Prace powinny zostać opublikowane w języku polskim.

Termin:
Prace można zgłaszać do końca stycznia br.

Co potem?
Na początku lutego powstanie publiczna ankieta na podstawie której zostanie wyłoniony/a zwycięzca/zwyciężczyni konkursu.

Ten wątek służy do gromadzenia prac. O północy 31. stycznia br. zostanie on zamknięty.
Pytania/dyskusje nt. konkursu, zasad, zgłoszonych prac, itd. powinny toczyć się tutaj: http://www.winyl.net/viewtopic.php?f=7&t=6162
Tubylcza wredota, tudzież insza kanalia
http://www.winyl.net/viewtopic.php?f=6&t=6268
Awatar użytkownika
Pan_Klegz
Posty: 85
Rejestracja: 31 gru 2014, 09:56
Gramofon: Dual ASP 130

Re: Konkurs na najciekawszą historię winylową

#2

Post autor: Pan_Klegz »

Witam,
ciężko mi się pisze wspomnienia, bo muszę się podzielić swoim życiem z innymi, ale cóż.. Do odważnych świat należy :)

Konkurs.

Był chyba czerwiec 1997 rok. Skończyłem wtedy bodajże 15 lat i szukałem swojego muzycznego świata. W domu z muzyką zawsze było na bakier. Rodzice zauroczeni zagranicznymi stacjami z satelity, wkładali mało serca w moje muzyczne wykształcenie. No w sumie nie do końca.. Pamiętam jak dziś, moje pierwsze dni nowego roku, gdy zaczynałem pierwszą klasę (jako ośmiolatek) fletu poprzecznego w szkole muzycznej. Tragedia, psychiczne upokorzenie, zwłaszcza, że koledzy chodzili na wymarzoną przeze mnie gitarę. Werdykt był krótki. Szanowne Grono muzycznych specjalistów w składzie czteroosobowym stwierdziło, że mam zbyt krótkie palce na „hiszpankę” i spędziłem kilka semestrów jeżdżąc po nocach na znienawidzony flet. Ale pocieszałem się, bo mam wredną siostrę. Siostrę zapisali na wiolonczelę, hihi. Widok tej małej dziewczynki, 120 cm wzrostu z ogromnym pokrowcem wiolonczelowym dodawał mi jednak odwagi i sprawiał, że świat fletu stawał się łatwiejszy. Szkoły nie skończyłem, choć z perspektywy czasu żałuję. A na gitarze gram do dziś :) Wracając do muzyki, która towarzyszyła mi w domu, muszę przyznać, że rodzice trzymali w szafie dość pokaźną jak na tamte lata kolekcje płyt winylowych. I o dziwo ich nie słuchali. Pamiętam, choć przez mgłę, że tata miał bzika na punkcie wież klockowych. W domu stała jakaś stara Diora w bardzo nowoczesnym wydaniu. Pewnie stoi gdzieś jeszcze w piwnicy razem z winem w butelce 5 litrowej - odkąd pamiętam (tfuuu, to raczej nie będzie dobre po otwarciu, zwłaszcza, że ojciec trzyma ją na jakąś sensowną okazję, której nigdy nie miałem sposobności poznać). Miłość do zbierania trunków alkoholowych pozostała mu do dziś :P Wracając do zestawu – miał gramofon Diory. Problem był taki, że w ogóle nie pasował do reszty sprzętu. Niestety w tamtym okresie całkowicie nie interesowałem się sprzętem muzycznym, tym bardziej ani tym jaka wkładka, czy igła siedzą. Mając znikomą wiedzę na ten temat, przyznam się z wielkim bólem, że zniszczyłem mu wtedy płytę „Niemen Aerolit” skreczując sobie odważnie talerzem gramofonu i łamiąc igłę. Jakby tego było mało, pozostawiłem płytę pod pokrywą, a żar słońca dokonał dzieła zniszczenia, falując płytę jak morze dla kutra. Temat winylowy mnie nie wciągnął w tamtych czasach. Pochłonęła mnie muzyka na CD. Dziś mija 18 lat od tamtych wspomnień. Kapela w której się udzielam wydaje winyla, a temat znów wraca do mnie jak bumerang. Trafiłem na to forum przez przypadek. Kupiłem pierwszy gramofon, poczytałem, odwiedziłem rodziców i zabrałem im część płyt. Gdy zaprosiłem ich do siebie i puściłem im Walca Wiedeńskiego Straussa z ich płyty, w ich oczach zobaczyłem iskrę. Wiem, że to brzmi infantylnie, ale widziałem w ich oczach wspomnienia z tamtych lat. Tak, jakby na moment cofnęli się do tamtych ważnych dla nich lat. Mama w podzience kupiła mi myjkę Knosti, a ja ostatni weekend spędziłem na doprowadzaniu ich kolekcji do perfekcji. Nie ukrywam, że moją ulubioną płytą z ich kolekcji są „Podróże Pana Kleksa” :) Mam tylko jeden problem. Temat wciągnął mnie tak bardzo, że już dwa dni nie rozmawiam z żoną, bo muszę wymienić dotychczasowy sprzęt na lepszy. Tak więc przygoda cały czas przede mną, więc wybaczcie moje wiedzowe niedoskonałości :) PS. Informacja sprzed chwili. Mama odkurzyła gramofon z piwnicy i zakomunikowała, że go dziś uruchomi. Więc będę miał świeżą porcję do opowiadania :) Ten weekend zapowiada się niezwykle ciekawie :)
Ostatnio zmieniony 30 sty 2015, 16:25 przez Pan_Klegz, łącznie zmieniany 1 raz.
Dual ASP 130 i bardzo mało płyt ;)
Awatar użytkownika
klin
Posty: 2122
Rejestracja: 12 kwie 2014, 23:36
Gramofon: Thorens 125 MK II
Lokalizacja: Wrocław

Konkurs na najciekawszą historię winylową

#3

Post autor: klin »

Rok 1988/1989 Tonpress wydaje na winylu Joy Division “Closer” i “Unknown Pleasures”. W wieku ośmiu lat, dzięki 10 lat starszemu wujkowi, staję się oddanym fanem Joy Division. Muzyka Joy Division towarzyszy mi od pierwszych zabaw z Lego, poprzez pierwszego papierosa i jabola z kolegami, do dnia dzisiejszego.

Na półce z płytami rodziców leżeli też Beatlesi, Cocker, Republika i płyty innych wykonawców, które regularnie odsłuchiwałem. Oprócz tego, miałem też swój własny gramofon – Artur. Razem z nim na półce stał cały zastęp płyt z bajkami z moją ulubioną płytą na czele – „Dzieci Taty Abecadła”. Wszystkie te bajki niedawno umyłem i teraz moje dzieci zaczynają odkrywać ich piękno!

W roku 98 wyjeżdżam na studia i tutaj moja przygoda z winylami urywa się na 16 lat...

W międzyczasie, około roku 99 poznaję moje pierwsze płyty Waitsa (Rain Dogs, Swordfishtrombone i Bone Machine) i mimo punkowo – zimno falowo – industrialnych preferencjach, zakochuję się w Tomie bez reszty. 16 lat później mój pięcioletni syn robi to samo i teraz już razem odsłuchujemy ulubione utwory Toma :)

Początek roku 2014, kupujemy z żoną box Tomahawk z wszystkimi płytami i...niestety nie mamy na czym tego słuchać! I tak trafiamy poprzez allegro na Sindsorona i jego Nordmende z jakąś startową wkładką AT. Kupujemy do tego topowy i markowy przedwzmacniacz gramofonowy (o matko!) Vivanco i podpinamy to wszystko do Denona 350 SE i monitorków JBL i...niestety nie zagrało to zbyt dobrze. Grało to tak źle, że postanowiliśmy to jakoś jak najszybciej naprawić! Niestety, rok temu nie miałem zupełnie pojęcia o gramofonach i nie zdawałem sobie sprawy z istnienia tego forum i w związu z tym wylądowaliśmy w najbliższym sklepie z gramofonami – w DJ Shop w Bielanach Wrocławskich. Pan sprzedawca po podpięciu gramofonu stwierdził, że... gra! Na co my, że wiemy, że gra, tylko chcemy by zagrał znacznie lepiej. Po dość krótkim boju Pan sprzedawca wcisnął nam Monacora SPR6 i wkładkę dla DJ-ów (bo to w końcu DJ shop był) z zalecanym naciskiem 3-4 gram (!!!) i z uśmiechami na twarzach (i bez 450 zł) wyszliśmy dumnie ze sklepu. To niestety oczywiście nadal nie grało jak powinno. Po zwaleniu całej winy na gramofon (niesłusznie) zaczęliśmy sie rozglądać za lepszym modelem. I tutaj znowu pojawił się wujek, sprzedający Thorensa 125 MKII z SME 3009 II improved. Zdecydowaliśmy, że jeśli już bawić się w winyle to powinniśmy spróbować z czymś faktycznie topowym i jeśli nam się nie spodoba to najwyżej go sprzedamy i zakończymy tę przygodę.

I tutaj zaczęła się nasza zupełnie nowa przygoda z Thorensem... A 40 letni gramofon tych rozmiarów to już zupełnie coś innego! Ma swój zapach i duszę, po prostu przyciąga do siebie i sprawia radość z samego obcowania z nim (no może oprócz tych wszystkich godzin spędzonych na ustawienie go, ramienia i wkładki... ;) ). Nie muszę pewnie dodawać, że z Vivanco to nadal nie grało, ale było już oczywiste, co jest najsłabszym ogniwem.

Po sprawdzeniu cen przedwzmacniaczy i wysłuchaniu LAR’a doszedłem do wniosku, że albo nauczę się lutować albo muszę się pozbawić od 2 do 3 tysięcy złotych. Tak więc zakupiłem stację lutowniczą, zestaw NUDY od ahaji i jakimś cudem ( z ogromną pomocą ahaji!) udało mi się zmontować to cudo.

Od tego momentu mogliśmy już przestać kombinować ze sprzętem i oddać się odsuchiwaniu winyli. Teraz każdy ma też swoją rolę w domu – ja nakładam płytę na talerz, syn zapuszcza silnik a żona trzyma 10 miesięczną córkę z dala od gramofonu, bo ta upatrzyła sobie za cel aby dokładnie zbadać czym ojciec i brat są tak bardzo pochłonięci...!!! A na talerzu oczywiście kręci się... :D
Zablokowany