Wojtek pisze:ahaja:
Nie mam aż tak zaawansowanego preampa gramofonowego do dyspozycji, żeby tak precyzyjnie dobrać parametry
ahaja pisze:Ale to nie o tym ...

Totalnie nie o tym.
Skoro miałeś/masz do czynienia z Shure V15 III to oczywiście sam możesz także podzielić się swoimi opiniami na temat tej wkładki.
Jeśli jednak nie miałeś z nią doświadczenia to wolę przemilczeć pytanie a propos rekomendowanych parametrów.
Witajcie. Chciałbym podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami z tą wkładką. Na wstępie jednak napiszę, że nie ma to jak doradzanie ludziom w doborze nastawów preampu gramofonowego nie mając takiej wkładki w swoim systemie, nie dysponując odpowiednim sprzętem do przeprowadzenia rzetelnego odsłuchu i powołując się w swoich wypowiedziach głównie na informacjach wyczytanych w internecie. Ja bym się ze wstydu spalił, ale jak widać niektórzy tak jak Ahaja tak mają.
Żeby nie było. Podzielę się z Wami swoją recenzją. Miałem okazję kupić tę wkładkę w stanie NOS z USA i porównać ją z drugą swoją wkładką - na gramofonie z dwoma ramionami - w czasie rzeczywistym.
A teraz czas na recenzję.
Trafiła się okazja zakupu oryginalnej wkładki Shure V15 Type III z oryginalną fabryczną igłą prosto z USA. Oryginalne pudełko, papiery, czyli to, co kiedyś oferował producent. Jedni z najbardziej wymagających audiofili świata – czytaj: Japończycy – zabijają się o ten model wkładki. Kupią oryginał za każde pieniądze. Dlaczego? Dlatego, że niektórzy z nich składają system do odtwarzania muzyki ze złotej ery analogu, czyli lat 70-tych i do swojego sprzętu z epoki poszukują dobrych wkładek, które pamiętają epokę i dadzą manierę gry z tamtych lat.
Postanowiłem to sprawdzić na własnych uszach, zwłaszcza, że od dłuższego czasu szukałem dla siebie wkładki idealnie pasującej pod moje drugie – lekkie ramię.
Po rozpakowaniu wziąłem się za montaż i kalibrację. Początkowo w ruch poszło fabryczne ramię Micro Seiki MA-505 (17g masy efektywnej + kompensacja dynamiczna). Kalibracja przeszła sprawnie za sprawą zastosowania protractora mojej konstrukcji i mojego wykonania, który znacznie ułatwia ten proces. Potem korekta ustawień VTA i siły nacisku, azymut, ponowne sprawdzenie geometrii protractorem, kilka odsłuchów testowych, ponowna korekta VTA i muzyka zagrała.
W ruch poszły płyty z tamtych lat oraz trochę młodsze, oraz ciut starsze – tak do lat 90-tych i również lata 60-te. Beatlesi, Presley, Pink Floyd, Dire Straits, Patricia Kaas, Andreas Vollenweider, Miles Davis Quintet Sextet (MONO), Modern Jazz Quartet z Miltem Jacksonem na czele, potem Toto, Europe oraz nieśmiertelny u mnie Sigi Schwab “Rondo a Tre”. Pierwsze wrażenie: to nie może być wkładka MM! Tak dobrze nie ma prawa grać! Mam porównanie do kilkunastu wkładek, które miałem w swoim systemie. Tutaj nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo grało bardzo dobrze, ale po około godzinie słuchania postanowiłem podwiesić ją pod drugie ramię (Audio Technica AT-1007 z 1970 roku, lekkie, masa efektywna ok. 7g, bez kompensacji dynamicznej) i porównać z brzmieniem obecnej wkładki MC LO która wisi na MA-505, czyli wkładka MC LO Audio Technica 33 PTG MKI. I tutaj zdziwienie, bo wkładka Shure zagrała rewelacyjnie! Spasowana rezonansowo i podatnościowo z ramieniem, prawidłowo ustawiona od protractora, korekta VTA dla wyrównania balansu – równowagi tonalnej. I zaczęło się.
Sigi Schwab „Rondo a tre”. Gitara Sigi Schwaba zabrzmiała genialnie! Dociążona średnica. Miałem wrażenie, że Sigi założył grubsze struny. Na 33 PTG tak nie grało. A może 33 PTG spowodowało, że Sigi grał na cieńszych strunach?

Shure zaoferował piękną dociążoną i „analogową” średnicę oraz głęboki, ciut dłużej (ale bez przesady) wybrzmiewający bas. Co ciekawe – nie ucierpiało górne pasmo. Jak ja to mówię „dzwoneczki”, czyli cymbały i dziesiątki przeszkadzajek na tej płycie zagrały dobrze. Nie były tak krystalicznie czyste i perliste jak na PTG, ale nie było wstydu. Na pewno góra nie była wycofana. Wokal Presleya, Patricii Kaas ocieplił się. Zabrzmiało to płynniej i mniej precyzyjnie niż z PTG. Jest to kwestia tego, że wkładki MM są tak jakby „wolniejsze” od sztywniejszych i mniej podatnych wkładek MC LO. Shure przetwarza sygnał trochę wolniej, dając inne wybrzmienia. Dźwięk zrobił się bardziej analogowy, ale taki który lubię. Nie było przeciągania, buły i miodu na uszy z wycofaną górą. Pieknie zagrał jazz. Wibrafon Milta Jacksona stracił odrobinę na blasku harmonicznych (wybitnych z MC LO), ale uzyskał odrobinę ciepła – rewelacyjnie oddając atmosferę tamtych czasów (rok 1975 – The Modern Jazz Quartet – The Last Concert). Świetnie zabrzmiał kontrabas. Zagrał z pudła i ze struny, czyli dokładnie tak jak lubię (i chyba dokładnie tak jak ma grać). Podobnie trąbka Milesa Davisa z płyty Miles Davis and Milt Jackson Quintet Sextet, rok 1955-56. Nie żyłem w tamtych latach, ale wyobraźnia podpowiedziała mi, że poczułem klimat tamtego nagrania. Płyta MONO. Wkładka zagrała genialnie! Nie chcę mówić że poczułem dym papierosowy i całą otoczkę bebopu, ale zagrało naprawdę dobrze. To była jedna wielka „kula” dźwięku, czyli mono dało wrażenie przestrzeni, innej niż nagrania stereofoniczne, ale pięknie się tego słuchało.
Następnie Pink Floyd. The Wall i Dark Side of the Moon. Świetny saksofon Dicka Parry. Mocne I głębokie bębny. Głęboki i nasycony bas z gitary basowej Rogera Watersa. Piękny wokal.
Ale po wrzuceniu na talerz Andreasa Vollenweidera „Carvena Magica” zdecydowanie lepiej zagrało na MC. Te detale i szczegóły które kocha Vollenweider są stworzone pod MC LO. Tutaj MMka zabrzmiała wyraźnie słabiej, ale wstydu nie było. Było dobrze, ale nie bardzo dobrze.
The Beatles i Elvis Presley. Tutaj stawiam na Shure. Chirurgiczna precyzja nie jest tutaj potrzebna. Wystarczy w zupełności elpityczny szlif Shure. Jak rzucicie okiem na tip igły, to bez używania lupy widać bardzo długi kołek. Niedawno dostałem od GregaWatsona taką małą lupę z podświetleniem LED. Obejrzałem tip i zobaczyłem ostry szpikulec, który jest niczym innym jak długim kawałkiem diamentu, na którym księgowy nie połozył ręki. Kawał szpikulca, którego nie uświadczysz wśród dzisiejszych lichych zamienników, przynajmniej jesli chodzi o Shure V15 Type III.
Toto, album „IV” utwór „Rosanna”. Poczułem kawał mięsa. Rock brzmi genialnie. Z wykopem, ciepłem przesteru gitary Steva Lukathera, który jak większość gitarzystów gra na piecach lampowych. To samo Europe. Wkładka stworzona do rocka i nie tylko.
Michael Jackson „Thriller”. Tutaj miałem niedosyt detali, których jest w nagraniu cała masa. Detalicznie wygrała 33 PTG, ale Shure obronił się większym „mięsem” i tak ostatnio nielubianym przez audiofili „pi3rdolnięciem”

Billy Jean, potem Beat it. Ale to jest na płycie i ja to chcę mieć w domu.
Podsumowując:
Shure V15 Type III – wkładka MM umożliwiająca nam wejście w epokę. Ma „analogowy” charakter grania, ale nie pozbawiony detali i góry. Góra jest bardzo dobra i w zupełności wystarczająca do nagrań z epoki. Jednak jej walorami jest dociążona, lekko wygładzona i zaokrąglona ciepła średnica oraz głęboki, nasycony oraz wybrzmiewający bas. Idealna wkładka do lekkich ramion!
Przyznam szczerze, że dopiero ta wkładka (z wszystkich MM z którymi miałem styczność u siebie w systemie) uświadomiła mi jak wiele mogą wkładki MM i że NIE WOLNO ICH skreślać tylko dlatego, że to "gorsza" technologia wykonania i że do "MC LO nie mają startu" i że "Jak zasmakujesz wybitne MC LO, to nie powrócisz już do MM". Nic bardziej mylnego. Wkładki MM potrafią zagrać świetnie i brzmią po prostu INACZEJ niż MC LO. Dobre (dopasowane) ramię, dobry preamp i jazda!
