Krótko o koncercie RS w Londku /22-05-2018/.
Liam Gallagher jako support mi nie podszedł. Wlazł lekko spóźniony. Zaśpiewał jakoś tak na fochu, jakby od niechcenia. Cześć i poszedł.
Stonesi to już inna bajka, inna liga. Zaczęli jazdę powoli jak stara, parowa lokomotywa Ale jak się rozpędzili to nie było zmiłuj.
Z utworu na utwór coraz mocniej, lepiej, szybciej. Szok, szał, w powietrzu wszędzie marycha, fruwające piwa... KLIMAT do potęgi entej! - normalnie to nie zespół to wehikuł czasu
Mick to showman/frontman dosłownie nie z tej ziemi na lajfie brzmi dużo lepiej. Keith, stary zakapior z fajką w gębie rozwalił system. Jego look nie do podrobienia. Chce się powiedzieć: Panowie czapki z głów - The Rolling Stones!
Życzę wszystkim podobnych doznań w Wa-wie. Już zazdroszczę
