Myszor pisze: ↑21 lip 2022, 14:50
Wideo z tym sprzedawcą winyli nie wypadło zbyt profesjonalnie.
Właśnie tak! A najgorsze - jak już pisałem - że przedstawiciele wydawnictwa MoFi wydawali się nie rozumieć, w czym problem.
Płacimy za jakość - to prawda, ale... niecała. Płacimy też za kilka innych rzeczy.
Jeśli ktoś kupuje np. meble reklamowane jako "ręcznie wykonane wyłącznie metodami stosowanymi w XVII wieku", to płaci oczywiście za ich jakość, ale też zgadza się na pewne kompromisy. Choćby takie, że nie wszędzie da się przyłożyć linijkę, jak przy nowoczesnej produkcji maszynowej. A jednak płaci za nie więcej niż za meble może i praktycznie takie same, ale produkowane przy użyciu współczesnej technologii. Za co więc płaci? Po pierwsze za koszty własne; za to, że producent nie ułatwiał sobie zadania współczesną technologią. Praca starymi metodami oznacza, że być może potrzeba do niej więcej pracowników, że wyprodukowanie mebla zajmuje więcej czasu, a zatem wytwarza się tych mebli mniej itp. I jeszcze do tego dochodzi wartość niematerialna - choćby w postaci świadomości, że kupuję coś nietuzinkowego, nie będącego wytworem produkcji masowej. I za to niektórzy gotowi są zapłacić dużo, dużo więcej niż za maszynową produkcję, nawet jeśli porównywalnej jakości.
Na winyle MoFi na razie "średnio" mnie stać. Może gdyby wyszło coś, co naprawdę, ale to naprawdę chcę mieć (np. LZ II lub IV jako 2x45), to bym się szarpnął (myślałem o CD "Brothers in Arms" Dire Straits i na myśleniu się skończyło). Ale dotychczas wydawało mi się, że wiem, co tyle kosztuje. Zakładałem, że wypożyczenie oryginalnego "mastera" nie jest tanie, że jego transport musi być ubezpieczony, chroniony itp. Co więcej, czysto analogowy transfer "w locie" jest dużo trudniejszy od "cięcia z cyfry", wymaga większych umiejętności, pełnej synchronizacji pracy magnetofonu i nacinarki, przygotowania całej operacji w każdym szczególe,
last but not least kosztuje też więcej stresu (jak wszystko, co jest robione w tzw. czasie realnym). Stąd miałem duży szacunek i choć było mi żal, że nie mam np. tak wydanej dyskografii Dire Straits, przyjmowałem, że to
musi tyle kosztować. Bądź co bądź, to
winyl wyprodukowany tradycyjną technologią z XX wieku, do tego w ileś razy lepszej jakości.
A teraz, kiedy wiem, że panowie znacząco ułatwiają sobie zadanie, cyfrowo robiąc premastering, to nagle zastanawiam się:
co tyle kosztuje?! Że jakość? Dobrze, ale nie aż tyle! Stół wyprodukowany z użyciem nowoczesnej technologii też może być znakomitej jakości, ale... to nie jest stół ręcznie wyprodukowany tradycyjną technologią. I ten, komu sprzedano go w takim charakterze i za taką cenę, ma prawo czuć się oszukany.