REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

Wszelkie tematy związane z płytami winylowymi
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Winters
Posty: 2801
Rejestracja: 10 kwie 2011, 11:29
Lokalizacja: prawie Łódź

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#121

Post autor: Winters »

W takim razie cały ten projekt etykiety to bubel.

Mylące jest umieszczenienie na niej symbolu "M-33", który świadczyłby o zapisie monofonicznym. Brakuje jakiejkolwiek informacji o tym, że płyta jest w stereo.
DIOMEDES KATO
Awatar użytkownika
janpol
Posty: 112
Rejestracja: 03 sty 2013, 15:01
Lokalizacja: Łódź

Julian "Cannonball" Adderley - Somethin' Else

#122

Post autor: janpol »

Nagrana 9 marca 1958 roku płyta „Somethin’ Else” to dla jednych najlepsza płyta firmowana przez Juliana „Cannonball” Adderley’a a dla innych pozycja obowiązkowa w kolekcji płyt jazzowych.
W składzie kwintetu Adderley’a zagrał na trąbce, jego ówczesny szef: Miles Davis, który pomógł również liderowi w wyborze repertuaru.
Program płyty:
Strona „A”:
1. "Autumn Leaves" - Joseph Kosma, Johnny Mercer, Jacques Prevert.
2. "Love for Sale” - Cole Porter.
Strona “B”:
1. “Somethin' Else" - Miles Davis.
2. "One for Daddy-O" - Nat Adderley.
3. "Dancing in the Dark" - Arthur Schwartz, Howard Dietz.
Wykonawcy:
Julian “Cannonball” Adderley - alto saxophone,
Miles Davis – trumpet,
Hank Jones – piano,
Sam Jones – bass,
Art Blakey – drums.
Somethin Else.jpg
Posiadana przeze mnie płyta, na labelu ma wydrukowany rok 1997 (zwracam uwagę, że na labelu nie ma numeru płyty z pierwszego wydania)
Somethin Else 1.jpg
a na okładce, z tyłu 2008 !
Somethin Else 2.jpg
Płyta wykonana jest dobrze. Równa, gra dobrze ale nie mam możliwości porównania z oryginałem. Labele naklejone równo i równo przycięte. Okładka prawdopodobnie niezmieniona w stosunku do wydania z 1958 roku, poza numerem płyty i kodem kreskowym.
W 1999 roku, wersja tej płyty na CD ukazała się w Polsce nakładem Biblioteki „POLITYKI” w serii: The Best of Blue Note Records” vol. 6.
Somethin Else 3.jpg
Bonus do CD: „Bangoon", czyli „Alison’s Uncle” utwór napisany przez Hanka Jonesa dla uczczenia narodzin Alison – siostry braci Adderley’ów.

Włodzimierz Janowski
zbyszek1982
Posty: 5029
Rejestracja: 31 gru 2012, 19:11

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#123

Post autor: zbyszek1982 »

Mam to wznowienie. Okładka wygląda dosyć słabo i widać, że to skan. Sama płyta jest jednak bez zarzutu. Gra elegancko, bez śladu przesteru. Zapłaciłem 47 zł.
Awatar użytkownika
janpol
Posty: 112
Rejestracja: 03 sty 2013, 15:01
Lokalizacja: Łódź

John Coltrane - "Blue Train"

#124

Post autor: janpol »

Legendarny album Johna Coltrane'a "Blue Train" to jedna z tych płyt, które, zdaniem Henryka Cholińskiego - autora „Historii jazzu na mikrorowkach” (patrz http://www.winyl.net/viewtopic.php?f=18&t=2367 str. 16) na zawsze weszły do historii jazzu ale również jedyna płyta nagrana przez Coltrane’a (jako lidera) dla wytwórni Blue Note.
Nagrania dokonano w dniu 15 września 1957 roku.
Program płyty:
Strona „A”:
1. Blue Train
2. Moment's Notice
Strona „B”:
3. Locomotion
4. I'm Old Fashioned
5. Lazy Bird
Wykonawcy:
John Coltrane - tenor sax,
Lee Morgan – trumpet,
Curtis Fuller – trombone,
Kenny Drew – piano.
Paul Chambers – bass,
"Philly" Joe Jones - drums.
Blue Train.jpg
Okładka prawdopodobnie niezmieniona w stosunku do wydania z 1957 roku (poza numerem płyty i kodem kreskowym), wykonana z zachowaniem ówczesnej technologii druku.
Blue Train 1.jpg
Płyta wykonana jest dobrze, równa, labele naklejone równo i równo przycięte.
Blue Train 2.jpg
Ponieważ płytę wykonano w technologii DMM (Direct Metal Mastering), opracowanej i wprowadzonej na rynek we wczesnych latach 1980-tych przez firmy Neumann i TelDec (Telefunken-Decca), spróbowałem pokusić się o ocenę jej „grania”. Do porównania wykorzystałem opisaną wcześniej płytę Adderley’a „Somethin’ Else” którą podobnie jak „Blue Train” nagrał w studio Blue Note Rudy Van Gelder - amerykański inżynier dźwięku uważany za najważniejszego w historii nagrywania muzyki jazzowej.
Odtwarzanie na tym samym sprzęcie, przy tych samych ustawieniach pozwoliło zauważyć „soczystszy” dźwięk (zwłaszcza fortepianu i basu w solówkach) nagrania w technologii DMM ale uważam, zastosowanie tej technologii do płyty nagranej w latach 50-tych raczej za ciekawostkę.

Włodzimierz Janowski
Awatar użytkownika
kebabożerca
Posty: 218
Rejestracja: 07 mar 2014, 16:41

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#125

Post autor: kebabożerca »

Ładnie na tym Blue Train sypie górą. Lekko, soczyście i żywo. Tytułowy utwór zawsze mnie nakręca, zwłaszcza przy solówkach Coltrane'a i Morgana. W swoim egzemplarzu musiałem z dziurki wyskrobać resztkę winylu :D
Aj du not baj dys rekord, it is skraczt.
Robertson
Posty: 878
Rejestracja: 30 maja 2013, 16:33

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#126

Post autor: Robertson »

Miał ktoś z Was doczynienia z "marketową" edycją Universalu "Kill,em All" Meatllicki ?
Awatar użytkownika
tollo
Posty: 1213
Rejestracja: 29 wrz 2013, 23:36
Lokalizacja: Zgierz

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#127

Post autor: tollo »

Poczytaj tutaj, może znajdziesz odpowiedź: http://winyl.net/viewtopic.php?f=17&t=1 ... all#p11838
Robertson
Posty: 878
Rejestracja: 30 maja 2013, 16:33

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#128

Post autor: Robertson »

tollo pisze:Poczytaj tutaj, może znajdziesz odpowiedź: http://winyl.net/viewtopic.php?f=17&t=1 ... all#p11838

Fajna dyskusja ..dzięki ;) Dotyczy wydań 2 lub 4 płytowych 45 obrotów , które kupiłbym bym na bank .Natomiast odstrasza mnie cena .Jack miał je prawie za darmo ! Ja mam na myśli wznowienia Uniwersalu 33 obroty. Master Of Puppets gra tragicznie, And Justice For All ..trochę lepiej a Black Album całkiem fajnie !
Awatar użytkownika
grummer
Posty: 409
Rejestracja: 21 cze 2013, 03:41

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#129

Post autor: grummer »

W 2010 r. pojawiła się reedycja debiutanckiego albumu najważniejszej obok My Bloody Valentine i Slowdive grupy shoegaze' owej lat 90. Mowa oczywiście o Ride "Nowhere". Album ukazał się nakładem Rhino Records i jest 180 gramową edycją płyty oryginalnie wydanej przez Creation Records w 1990 r. Uznawany jest za kultowy twór i najważniejszy obok "Loveless" My Bloody Valentine. Sam zespół określa brzmienie tej płyty jako uplasowane pomiędzy debiutem The Stone Roses i MBV. Na naklejce umieszczonej na folii można przeczytać informację m.in. o gęstych i innowacyjnych partiach perkusji Laurence Colberta oraz charakterystycznym hałaśliwym brzmieniu gitar Marka Gardenera i Andy’ ego Bella.
1403034_789173974431325_108226275_o.jpg
Okładka

Jest solidnie wykonana z grubego kartonu i występuje w dwóch wersjach. Pierwsza z nich jest idealnym odwzorowaniem edycji z 1990 r., mianowicie w wykończeniu matowym z uwypuklonymi napisami "Ride" i "Nowhere". Druga natomiast, którą posiadam, napisy już ma nadrukowane w jaśniejszym odcieniu, a wykończenie jest półmatowe. Jakość druku jest bardzo dobra i wyrazista. Niestety sama okładka wydaje się być troszkę za wąska jak na wydanie 180g. Dodając do tego drukowaną kopertę, której gramatura jest mniej więcej podobna do okładek polskich wydań z lat 80, robi się już naprawdę ciasno.
P5060028.JPG
P5060030.JPG
Płyta

180 gramowy winyl jest wykończony bardzo dobrze. Ciężka, płaska płyta o równo przyciętych krawędziach robi wrażenie. Etykietki zostały naklejone równo, ze starannością i są idealnym odwzorowaniem tych z pierwszej edycji. Oczywiście po wyjęciu z grubej koperty przyciąga kurz w trybie natychmiastowym. Po umyciu płyta została włożona do koperty z folią. Sam winyl brzmi naprawdę dobrze, lepiej niż jego cyfrowe odpowiedniki. Utwory są nagrane dość cicho, ale dynamicznie, czego nie można powiedzieć o reedycjach CD. Nie miałem okazji porównać fizycznie mojej reedycji z 1st pressem, ale udało mi się zdobyć nagrania w bezstratnej jakości dokonane na sprzęcie wyższej klasy od mojej. Analizując utwór po utworze byłem coraz bardziej zadowolony z zakupu. Dynamicznie płyty nagrane są bardzo podobnie, natomiast remaster podoba mi się bardziej od 1st pressa. Edycja z 1990 r. brzmi płasko, można o tym przeczytać również na zagranicznych forach. Reedycja brzmi w moim odczuciu lepiej, dźwięk jest okrągły, perkusja brzmi naturalniej i mocniej.
P5060032.JPG
P5060034.JPG
Porównanie dynamiki obu wydań:

Creation Records 1990
http://dr.loudness-war.info/album/view/62338
Rhino/Sire 2010
http://dr.loudness-war.info/album/view/62337

Zapraszam również do porównania zdjęć obu wydań:

Creation Records 1990
http://www.discogs.com/viewimages?release=383011
Rhino/Sire 2010
http://www.discogs.com/viewimages?release=2606167


Dodałem minutową próbkę brzmienia obu wydań w jakości 1535kbps, 16bit/48khz. Systemy audio, na których próbki były zgrywane, dostępne w opisie filmiku.



Podsumowując, jestem jak najbardziej zadowolony z zakupu. 1st press osiąga na ebay i discogs minimalne ceny rzędu 150/200 zł. Nową reedycję można dostać za 60/70 zł z przesyłką do Polski. Niestety obydwa wydania są rzadkością w Polsce, więc w grę wchodzi jedynie przesyłka z zagranicy.
Ostatnio zmieniony 08 sie 2014, 20:20 przez grummer, łącznie zmieniany 8 razy.
Awatar użytkownika
Wojtek
Administrator
Posty: 41574
Rejestracja: 02 lut 2009, 02:59
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#130

Post autor: Wojtek »

Fajny opis, ale...
grummer pisze:płaska płyta o równo przyciętych krawędziach robi wrażenie. Etykietki zostały naklejone równo
... to brzmi tak jakby to było coś nietypowego :)
Tubylcza wredota, tudzież insza kanalia
http://www.winyl.net/viewtopic.php?f=6&t=6268
Awatar użytkownika
kebabożerca
Posty: 218
Rejestracja: 07 mar 2014, 16:41

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#131

Post autor: kebabożerca »

Wojtek pisze:Fajny opis, ale...
grummer pisze:płaska płyta o równo przyciętych krawędziach robi wrażenie. Etykietki zostały naklejone równo
... to brzmi tak jakby to było coś nietypowego :)
Na pewno gra równo przez równomierne rozłożenie masy etykietek wokół środka płyty ;D
Aj du not baj dys rekord, it is skraczt.
Awatar użytkownika
grummer
Posty: 409
Rejestracja: 21 cze 2013, 03:41

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#132

Post autor: grummer »

kebabożerca pisze:
Wojtek pisze:Fajny opis, ale...
grummer pisze:płaska płyta o równo przyciętych krawędziach robi wrażenie. Etykietki zostały naklejone równo
... to brzmi tak jakby to było coś nietypowego :)
Na pewno gra równo przez równomierne rozłożenie masy etykietek wokół środka płyty ;D
O to to to! To miałem na myśli! :)

Wiem, że to nic nietypowego, jednak inne nowe płyty, które posiadam już nie są tak starannie wykończone ;) Niedługo napiszę kolejną recenzję :)
Awatar użytkownika
kebabożerca
Posty: 218
Rejestracja: 07 mar 2014, 16:41

REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#133

Post autor: kebabożerca »

Wiem o co kaman. Nie wiem czy stare się odpowiednio przez lata wyrobiły czy po prostu wtedy staranniej się płytę wykańczało. Dziś co druga nowa ma niesymetryczną nalepkę, krawędź tak poszarpaną że chleb można kroić a z dziurki wystają jeszcze skrawki winylu.
Aj du not baj dys rekord, it is skraczt.
Awatar użytkownika
grummer
Posty: 409
Rejestracja: 21 cze 2013, 03:41

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#134

Post autor: grummer »

Rok 2011 przyniósł ze sobą kolejną reedycję albumu zespołu Ride, tym razem drugiej płyty w dorobku grupy - “Going Blank Again”. Album został wydany w 1992 r. przez Creation Records. Pomimo, iż stylem nie odbiegał zbytnio od debiutu, to jednak powoli nakreślał swoimi charakterystycznymi melodiami drogę zespołom należącym już do fali britpopu, która miała dopiero nadejść za 2 lata.
P5060038a.JPG
P5060041.JPG


Reedycję przygotowała wytwórnia Obscure Alternatives w USA. Standardowo na folii znajdziemy naklejkę z informacjami o zespole i albumie. Ten, podobnie jak pierwsza edycja, zawiera dwupłytowe wydanie na 120g winylach umieszczonych w rozkładanej okładce z dodatkową wkładką z tekstami. Utwory jak w oryginale nagrano w prędkości 45 rpm. Okładka w przeciwieństwie do swojego błyszczącego pierwowzoru została dostarczona w wykończeniu matowym (przez co kolory utraciły swoją wyrazistość i są zdecydowanie ciemniejsze). Karton jest solidny i starannie sklejony.
P5060042.JPG
P5060043.JPG
W przypadku płyt już nie było takiego entuzjazmu. W porównaniu do wyżej opisanej reedycji debiutu, tutaj płyty nie są tak starannie wykończone. Pierwszy otrzymany egzemplarz odesłałem z powodu niechlujnie przyklejonej etykiety i pofalowanej płyty. Drugi egzemplarz już jest wykonany staranniej i pomimo lekko falujących płyt igła już nie przeskakuje na ścieżkach. Tym razem płyty trafiły się z kilkoma kopertówkami, ale na szczęście nie odbiło się to na jakości odsłuchu. Same płyty dostarczone w kiepskich papierowych kopertach od razu powędrowały do folii. To tyle jeśli chodzi o mankamenty.

Teraz najważniejsze - dźwięk. Tutaj jestem bardzo miło zaskoczony. Nie miałem porównania do pierwowzoru, jednak pod tym względem nic nie zostało skopane. Po prostu brzmi bardzo dobrze. Jest troszkę głośniej w stosunku do debiutu, jednak równie dynamicznie. I tu po raz kolejny winyl wiedzie prym nad CD.

Zakres dynamiki reedycji:

http://dr.loudness-war.info/album/view/21374

Zdjęcia wydania oryginalnego i reedycji:

Creation Records 1992:
http://www.discogs.com/viewimages?release=569026
Obscure Alternatives 2011:
http://www.discogs.com/viewimages?release=3496717

Na koniec ciekawostka. To samo wydanie pojawiło się jako limitowana edycja na Record Store Day w 2012 r. Różnica głównie w cenie (35£ za RSD, 20/25£ za wydanie z 2011 r.) i symbolu OAR-11081 (reedycja z 2011 r. posiada symbol OAR-1108). Informację tą potwierdził konsultant w Obscure Alternatives.

Podsumowując, znów jestem zadowolony. Pomimo bubla, który dostałem po raz pierwszy, drugi egzemplarz spełnia moje oczekiwania. Podobnie jak z debiutem, 1st press w idealnym stanie osiąga ceny powyżej 200/250 zł. Reedycję można dostać za 110 zł z przesyłką. Oczywiście za granicą, w kraju produkt niedostępny.
Awatar użytkownika
grummer
Posty: 409
Rejestracja: 21 cze 2013, 03:41

Re: REEDYCJA czyli NOWE ŻYCIE winyla.

#135

Post autor: grummer »

Umarł król, niech żyje król. Rok 1994 był rokiem, w którym era grunge’ u została pogrzebana wraz z Kurtem Cobainem. Na Wyspach w tym czasie rozwijał się inny styl muzyczny, będący odpowiedzią na brudne i ciężkie granie wyznawców flanelowych koszul. Mimo, że Blur był w UK jednym z pierwszych zespołów „brit-popowych”, to nadejście tej epoki można identyfikować z pojawieniem się debiutu zespołu dwóch charyzmatycznych braci Gallagherów. Premiera „Definitely Maybe” odbyła się 30 sierpnia 1994 r. i zdołała sporo namieszać na rynku muzycznym na całym świecie. Ot takie połączenie chwytliwych beatlesowskich piosenek, z tekstami o miłości, lazanii, byciu gwiazdą rocka, dopełnionymi gitarową ścianą dźwięku. Lennonowska barwa głosu Liama Gallaghera przyciągała tłumy nowych fanów jak magnez. Oprócz tego, że prawie każdy utwór został już zarżnięty przez stacje radiowe, to debiut ten jest chyba jednym z pierwszych przedstawicieli loudness war (z ang. wojna głośności). Do zapoznania się z tym terminem odsyłam do Wikipedii, tutaj natomiast skupię się na recenzji płyty, a właściwie jej jubileuszowej reedycji.

Od wydania „Definitely Maybe” mija już 20 lat i z tej okazji wytwórnia Big Brother Limited postanowiła wyżebrać od fanów trochę pieniędzy. Debiut został wznowiony na pojedynczym CD, większym wydaniu 3xCD zawierającym nagrania z koncertów i B-side’ y, winylowej edycji na dwóch płytach z możliwością pobrania materiału z wydania 3xCD. Dodatkowo wypuszczono limitowany box zawierający wszystko poprzednie + dodatkowe single, zdjęcia zespołu i torbę na zakupy (!). Pre-order można było składać od końca lutego, a oficjalnie w sklepach płyty pojawiły się 19 maja. Ja, jako że zawsze chciałem posiadać ten album na winylu, a oryginalne pressy kosztują fortunę, szybko zdecydowałem się zakupić nową reedycję. No i wczoraj nadszedł w końcu ten dzień. Po przesłuchaniu czas opisać wrażenia.
P5230005.JPG
P5230011.JPG
Okładka

Po zdjęciu folii z informującą o wydaniu okrągłą naklejką, zabrałem się do oglądania rozkładanej okładki. Wykonana starannie z kredowego kartonu cieszy oko. Łączenia są dobrze spasowane, nic nie wystaje. Nadruk jest ostry i wyraźny, kolory są dość dobrze odwzorowane. Tyle plusów co do okładki. Co do minusów, znalazłem jeden i to dość spory. Otóż reedycja ta nie ma nic wspólnego z wcześniejszymi wydaniami. Zamiast oryginalnych zdjęć i tekstów utworów wewnątrz okładki, otrzymujemy jedno duże zdjęcie zespołu i jedno duże zdjęcie gramofonu z singlem Oasis. Każdą stronę okładki „zdobi” biała ramka, która nigdy wcześniej się nie pojawiła. Może komuś się to spodoba, ja jednak wolałbym mieć wydanie bliższe oryginałowi.
P5230017a.JPG
P5230019.JPG
Płyty

W dobrej jakości kopertach z folią antystatyczną otrzymujemy dwie płyty o gramaturze 180g każda. Muszę przyznać, że są wykonane pieczołowicie. Idealnie płaskie winyle, równo przycięte i naklejone labele. Krawędzie płyt ostre, jak za starych dobrych czasów tłoczni w Pionkach, jednak bez żadnych zadrapań, idealnie równe. Winyle są ciche i nie szumią. Co do jakości wykonania nośników nie mam żadnych zastrzeżeń. No może jedno, jak w przypadku okładki. Etykietki są koloru białego, oryginalne były turkusowe z białymi napisami. Oczywiście płyty należy umyć, bo zbierają śmieci w trybie natychmiastowym. Jedną myłem nawet dwa razy, tak była naelektryzowana ;)


Dźwięk

Jak już wyżej napisałem, “Definitely Maybe” to jedna z pierwszych płyt biorąca udział w niechlubnej wojnie głośności. Czym to się objawia? Słabą dynamiką, płaskim dźwiękiem, wszystkim na kupie, brakiem przestrzeni. O ile muzycznie ta płyta jest doskonała, to sonicznie d... nigdy nie urywała. Powiem więcej, Owen Morris siedzący wówczas przy sterach po prostu schrzanił miksy. Niezależnie od nośnika, występują tu gdzieniegdzie przesterowania i wszelkie inne brudy. Jak jest więc z tym winylem? Niewiele lepiej. No może trochę lepiej od CD, ale naprawdę nieznacznie. Dynamic range na poziomie 7 do 10 jest raczej słaby w przypadku muzyki na winylu. Co za tym idzie, album jest dość głośny i w sumie tylko tak da się go słuchać. Takie było też zamierzenie zespołu. Debiut miał być głośny i wyróżniać się na tle innych. No i chyba się udało. Acha, reedycja ta przeszła remastering rzekomo z taśm matek. W rzeczywistości wygląda to tak - jest jeszcze głośniej, dźwięk wydaje się być minimalnie czystszy, ale szczegółowości i separacji instrumentów tu nie uświadczymy. Udało mi się zdobyć nagrania z 1-st pressa i pomimo większej dynamiki wcale nie jest lepiej. Płyty ogólnie brzmią dobrze i tylko dobrze. Jednak zdecydowanie nie jest to pozycja dla audiofila.


Odsłuch:




Małe porównanie trzech wydań w jakości 1535kbps, 16bit/48khz:

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=8hCwFnFuiI8[/youtube]

1. Creation Records 1994 - DR 11, najlepsza dynamika, czysty dźwięk.
2. Big Brother 2009 - DR 9, dźwięk jest trochę niewyraźny, werbel się zlewa z muzyką.
3. Big Brother 2014 - DR 8, najgorsza dynamika, najczystszy dźwięk, lepsza separacja, bass jest uwypuklony.


Amplituda porównawcza:
Oasis vinyl waveform.jpg
Oczywiście to nagranie proszę potraktować jako ciekawostkę ze względu na użycie różnych komponentów audio.


Dodatki

Jak w większości obecnych wydań, dostajemy kupon do pobrania materiału z ww poszerzonej edycji CD w formie mp3 320 kbps. Ponad 40 dodatkowych utworów jest miłym bonusem.


Podsumowanie

“Definitely Maybe” zostało oryginalnie wydane nakładem niezależnej wytwórni Creation Records i Helter Skelter. To dość rzadka pozycja winylowa i osiąga abstrakcyjne ceny. Za pierwsze wydanie w stanie VG trzeba zapłacić 300/400 zł, a jak trafi się MINT, to nawet 1500 zł. A piratów nie brakuje. W 2009 r. należąca do Oasis wytwórnia płytowa Big Brother Ltd. wypuściła na rynek pierwszą reedycję tego albumu. Wyprzedała się bardzo szybko, a jej wartość po niedługim czasie wzrosła trzykrotnie. Więc jakby nie patrzeć, na 20-lecie debiutu w końcu nadarzyła się okazja zakupić go w normalnej cenie. Zapłaciłem 89 zł i jest to chyba dobra cena, szczególnie że dostajemy dodatkowo do pobrania materiał z edycji 3xCD, kosztującej ponad 120 zł. Obecnie w Polsce cena edycji winylowej wynosi +-150 zł, co już zakrawa o pomstę do nieba. Tyle bym za to wydanie nie zapłacił.
Ostatnio zmieniony 26 maja 2014, 22:53 przez grummer, łącznie zmieniany 13 razy.
ODPOWIEDZ