A wszystko zaczelo sie /formalnie / od plyty pod takim tytulem nagranej przez Ornette Colemana i jego zdublowany kwartet... to znaczy dwa kwartety. Jeden dowodzony przez lidera i ten drugi pod wodza... tutaj zdania sa podzielone, ale dla mnie Eric Dolphy byl tym u steru. To tyle na wstepie.
http://www.allmusic.com/album/free-jazz-mw0000256161
Free znaczy wolny...ale nie jak dzika swinia
- Robert007Lenert
- Posty: 1521
- Rejestracja: 23 lis 2011, 12:49
- Kontakt:
-
- Posty: 39
- Rejestracja: 04 paź 2013, 21:08
Free znaczy wolny...ale nie jak dzika swinia
o tak! pamietam te plyte bardzo dobrze i rownie fajnie wspominam choc pierwotnie... zawiodlem sie na niej moja stycznosc z free jazzem nie byla chronologiczna i przed tym albumem sluchalem juz wielu innych i bardziej wspolczesnych przedstawicieli gatunku. coleman pierwotnie wydal mi sie zbyt malo free pozniej jednak bardzo ja polubilem choc i tak uwazam ze u ornette najlepsza jest the shape of jazz to come. domyslam sie jak free jazz musiala elektryzowac w dniu premiery ludzi otwartych na takie dzwieki.
pamietam, ze w czasach licealnych nie zaden punk, rock, noise czy metal powodowal maxymalna wscieklosc rodzicow przebywajacych w innym pokoju... byl to wlasnie nurt free jazz (o ile pamietam to machine gun brotzmanna najszybciej przywolywal wkurzonego ojca ;P )
pamietam, ze w czasach licealnych nie zaden punk, rock, noise czy metal powodowal maxymalna wscieklosc rodzicow przebywajacych w innym pokoju... byl to wlasnie nurt free jazz (o ile pamietam to machine gun brotzmanna najszybciej przywolywal wkurzonego ojca ;P )